Le Mans 24h 2019 na papierze nie zapowiada się na wyścig marzeń, ale dobowy klasyk zawsze zalicza się do wydarzeń wartych śledzenia.
Zmierzch LMP1
Tegoroczny wyścig jest specjalny pod wieloma względami. Po pierwsze jest to ostatni wyścig tzw. supersezonu WEC. Sezonu, który wbrew nazwie wcale taki super nie jest, ze względu na zmierzch klasy LMP1, przynajmniej w wersji hybrydowej. Sezonu, który tak naprawdę jest wymyślonym na szybko okresem przejściowym, przed znalezieniem rozwiązania problemu, jak znów ściągnąć fabryki do długodystansowych mistrzostw świata. Mimo to ów sezon dostarczył kilka świetnych wyścigów (jak choćby ostatnio w Belgii), choć o walce o najwyższe laury można zapomnieć. Na szczycie jest Toyota, która po prostu nie ma konkurencji. Balans osiągów jest ustawiony tak, by promować hybrydy. Tak samo było na poprzednim Le Mans i choć przed tym wprowadzono korekty, by prywaciarze mogli się zbliżyć, to nie ukrywajmy – fabryczne auta i tak są najszybsze.
Dlaczego? Nie wiem czy wiecie, ale kierownictwo serii zawarło z Toyotą porozumienie, że po zeszłorocznym Le Mans wszystkie zmiany wyrównujące osiągi w trakcie sezonu NIE BĘDĄ obowiązywać na Le Mans 24h 2019 i Toyota będzie mogła wrócić do tej samej konfiguracji. Troszkę głupota, ale cóż… Niemniej pomimo umowy, Toyota i tak jeździ 10 kilogramów cięższym autem niż rok temu, choć to niewiele zmienia. Większą pomocą jest pewnie dalsze odjęcie wagi prywatnym LMP1 bez turbo i zwiększenie wszystkim maksymalnego dozwolonego spalania. Skutkiem tych wszystkich zabiegów po pierwszej sesji kwalifikacyjnej najszybszy prywaciarz traci pół sekundy do Toyoty. Czy to dużo? I tak, i nie. Pół sekundy różnicy na przestrzeni wyścigu daje niecałe okrążenie straty, a to w skali dobowej rywalizacji jest już mało. Oczywiście tempo wyścigowe to inna sprawa, a i same czasy jeszcze pewnie się sporo poprawią, ale jakąś nadzieję to jednak daje.
Także nie ma co ukrywać. Murowanym faworytem do zwycięstwa jest Toyota, co jest nieco smutne, ale skoro japońskiej marce podobają się zwycięstwa bez konkurencji i jest z nich dumna, to ich sprawa. Za Toyotą mamy dużo ciekawszą stawkę bolidów SMP Racing, które po roku dopracowania mogą być wreszcie poważną bronią na Le Mans. Przewiduję tutaj zaciętą rywalizację z zespołem Rebelliona i oby mogli podgryzać także Toyotę.
Nasze LMP2
W LMP2 rywalizacja po raz kolejny może być jedną z większych atrakcji wyścigu. Czołówkę znów obstawią (przynajmniej tak wygląda po wynikach dnia testowego) zespoły w samochodach Oreca, które zwyczajowo są bardzo szybkie na Circuit de la Sarthe. Także o zwycięstwo bić się będą Signatech Alpine, zespół Jackiego Chana, Dragonspeed, TDS i G-Drive. Stawka jest niezwykle wyrównana i wskazanie jakiegokolwiek faworyta jest nie tyle trudne, co wręcz niemożliwe.
Na drugim końcu są zespoły w autach Ligier, które na Le Mans zwykle ustępują Orece. Wśród nich mamy jednak dla nas prawdziwą rewelację – pierwszy polski zespół w historii Le Mans 24h! Inter Europol Competition z Jakubem Śmiechowskim za kierownicą i jego tatą u sterów teamu. Nie należy oczekiwać cudów, jako że to jeden z pierwszych startów zespołu autem LMP2 i pierwszy występ na Le Mans. Także Panowie zbierają cenne doświadczenie, które miejmy nadzieję, że zaprocentuje w przyszłości. Niemniej naprawdę jest się z czego cieszyć!
GT daje radę!
Rywalizacja w GT Pro już zwyczajowo zapowiada się na najbardziej zaciętą z całej stawki. Wreszcie pobawiono się balansem osiągów tak, by każde auto miało szanse. W czołówce znów zameldowały się Corvetty, ale to odstępy między Porsche 911 RSR, Fordem GT, Ferrari 488 i nowym Astonem Martinem są naprawdę minimalne. BMW niestety nieco odstaje, a marka chyba tym się nie przejmuje, jako że już zapowiedziała wycofanie z WEC po raptem jednym sezonie. Może to robienie miejsca pod powrót do wyższej kategorii? Oby. Tak czy siak na GT Pro można liczyć, jeśli chodzi o zapewnienie emocji przez całą dobę i jazdę na granicy, jakby to był wyścig na sporo krótszym dystansie.
GT Am to nieco większe dystanse między rywalami, ale wciąż małe. Tu zdają się królować Porsche, z zespołem Patricka Dempseya na czele. Z kolei Ferrari wyglądają zadziwiająco słabo, ponadto docierają pogłoski, że zespoły boją się o wytrzymałość auta na dystansie wyścigu. Rywalizacja te plotki na pewno zweryfikuje.
Tak czy siak nie ma edycji tego klasyka, która nie jest warta uwagi i śledzenia. Choć może Le Mans 24h 2019 ma znikomy potencjał by być klasykiem wspominanym przez lata, to na pewno dobowa rywalizacja dostarczy dużo emocji.
No i jest tylko ten jeden, niepowtarzalny wschód Słońca nad Circuit de la Sarthe…