*Relację z różnych względów publikujemy dopiero teraz. Wszystkie wyniki możecie znaleźć na stronach SSS oraz King of Europe. (przyp. red.)
1 Lipca, razem z Raferem, lekko spóźnieni ruszyliśmy w stronę Kamienia Śląskiego na najważniejszą w tym roku imprezę motoryzacyjną w Polsce – King of Europe Drag. Już na wstępie pomyliliśmy zjazdy (no dobra JA pomyliłem) z autostrady. Koniec końców pokonaliśmy 160 zamiast 80 kilometrów i przyjechaliśmy na miejsce chyba 1,5h po czasie (na szczęście nic ważnego nas nie ominęło).
Gdy wjeżdżaliśmy na płytę lotniska coś zahuczało i zagrzmiało. Z prawej strony, od niechcenia mijał nas „Biały Kot”. Postanowiliśmy go dogonić ale pomimo redukcji biegu i gazu do dechy brakło płyty lotniska aby to uczynić;) Tuż po zaparkowaniu moje uszy ranił potworny ryk – to Vauxhall Victor z około 2200KM (sic!) na pokładzie rozgrzewał opony. Postanowiliśmy zrobić obchód lotniska. Bary z szybkim jedzeniem nęciły zapachem, profesjonalnie tuningowane samochody przyciągały wzrok nie mniej niż hostessy. Swoje miejsce znalazł tu nawet namiot EA Games oczywiście promujący NFS Carbon. Tuning, tuning, tuning. Wszędzie tuning. Od domowych przeróbek, poprzez showcary po profi dragi. Brakłoby miejsca i czasu aby wszystko opisać dlatego napiszę tylko, że wszystkie znane ekipy zjawiły się na miejscu.
Niemiłosierny skwar towarzyszył eliminacjom. Trawieni słońcem podziwialiśmy coraz to lepsze czasy rodzimych załóg. Niesamowite 9,001 Corvetty stanowiło ukoronowanie wstępu do KoE 2007. Po szybkim śniadaniu zajęliśmy dobre miejsca na widowni i czekaliśmy na wielki show. Niestety, kilka samochodów poległo jeszcze przed wyjazdem na tor, co zaowocowało niezbyt ciekawymi, pojedynczymi przejazdami. Największy zawód sprawił Ford Thunderbird który regularnie kręcił niezłe ósemki a w finałach zgasł tuż po starcie – zerwał się pasek. Losowanie także nie było dla nas szczęśliwe. Polskie załogi najczęściej eliminowały się nawzajem:( „Maluch” z 500KM na pokładzie dzielnie odpierał ataki przeciwników i ostatecznie zajął 3 miejsce. Dla nas najważniejsze były jednak występy Corvetty i Typhoona. W bratobójczym pojedynku, przy niesamowitym świście turbosprężarek i ryku silników dopalanych tlenkiem azotu o włos zwyciężył „Blacha” w swoim Toi Toi’u na kołach, na którego w rezultacie nie było mocnych w całym konkursie. Bo tu oprócz mocy i momentu liczyła się także wytrzymałość jednostki o czym mieliśmy się okazję parokrotnie przekonać. Od czasu do czasu imprezę umilały atrakcje w stylu przejazdu Jet Cara czy profesjonalnego Dragstera.
Oprócz zdobycia tytułu King of Europe, Polacy pokazali jeszcze jedno – że chcąc nie chcąc trzeba się z nami liczyć. Aż 6 na 16 zawodników finału pochodziła z naszego kraju a w klasie AWD reszta Europy po prostu nie ma czego szukać. Cieszą także świetne wyniki w klasie FWD oraz Stock Street. Poniżej prezentujemy wyniki poszczególnych klas:
Stock Street:
1 – 326 Darren Scannel (Anglia) – Ford Escort
2 – 321 Mariusz Bartnik (Polska) – Porsche 911 Turbo
3 – 325 Radosław Petera (Polska) – Suzuki Swift GTI
SuperStreet FWD:
1 – 212 Sander Vogelsinger (Węgry) – Honda Civic
2 – 201 Marcin Wawrzak (Polska) – Honda CRX TypeR
3 – 202 Witold Karałow (Polska) – Honda Civic
SuperStreet 4WD:
1 – 105 Marcin Blauth (Polska) – GMC Typhoon
2 – 104 Grzegorz Staszewski (Polska) – Chevrolett Corvette
3 – 103 Arkadiusz Oziębło (Polska) – Audi S4
SuperStreet RWD:
1 – 27 Robert Christell (Szwecja) – Ford Thunderbird
2 – 5 Andy Frost (Anglia) – Vauxhall VX4
3 – 19 Didier Billault (Francja) – Dodge Challenger
KING OF EUROPE
105 Marcin Blauth (Polska) – GMC Typhoon
Jak widać jest się z czego cieszyć 🙂
Co nam się nie podobało na KoE w Kamieniu Śląskim? Rażące niedociągnięcia organizacyjne. Komentatorka mówiła niewyraźnie, mówiła za głośno, a jej komentarz był odnośnie startujących ograniczał się do przeczytania numeru startowego i marki samochodu. O angielszczyźnie już nie wspomnę… Psuło to dość wyraźnie klimat imprezy.
Mimo kilku niedociągnięć imprezę uważamy za bardzo udaną. Tysiące sławnych KM w jednym miejscu, które na spokojnie można obejrzeć w boxie, kolejne rekordy Polski to dokładnie to czego oczekiwaliśmy od KoE. Jeśli dodać do tego piękną pogodę, klimat tworzony przez publikę i kierowców, długo drapiący w gardło dym z opon oraz „dzwonki” w uszach powodowane wysokimi obrotami i turbo to mamy imprezę niemal idealną. Z niecierpliwością czekamy na przyszłoroczne KoE w Belgii.