Recenzje

Recenzja Electro Ride: The Neon Racing

„Rok ’94. Siedzę w sobotnie zimowe popołudnie przed Rubinem, chwilę po emisji Dragon Ball’a w RTL7. Tata popija piwo marki EB, jedząc ze mną kwaśne żelki. W pewnym momencie spogląda w stronę spowitego śniegiem okna i zwraca się do mnie bym i ja się spojrzał. Widzę za szybą ten „lśniący” nowy Polonez MR’93 jaskrawego koloru wody po myciu podłogi[…]” – tak zaczynałem kiedyś recenzję Horizon Chase Turbo, lecz ten opis klimatem trafia idealnie też do lore dzisiejszego gościa mej recenzji, a nawet pasuje bardziej niż do pierwotnego tekstu.

Electro Ride to kawałek kodu kleconego przez Polskiego Game Designera, Sylwestra Osika po godzinach przez ostatnie latka. Gra jest prostą zręcznościówką w stylu low-poly nastawioną na ściganie się z przeciwnikami po retrofutustycznym świecie, w którym Związek Radziecki nigdy nie upadł, a socjalizm święci triumfy. Za to pojazdy jakich pragnęli nasi ojcowie i dziadkowie takie jak Fiat 125p, Skoda Favorit czy Wartburg teraz w swych najnowszych iteracjach to najszybsze maszyny do ścigania się w show organizowanym przez moskiewską korporację.

Wspomnianych klasycznych samochodów jest niestety niecałe 20. Na szczęście, jak na zręcznościówkę, zdecydowanie czuć między nimi znaczne różnice w prowadzeniu. Borewicz jest bardzo narwany w zakrętach, Maluch się szybko obraca, a Syrena Sport jest bardzo podsterowna. Pojazdy niestety niechętnie pokonują zakręty bokiem przez co, mimo arcadowej natury gry, to wyłącznie walka o najlepszą linie przejazdu i ścinanie każdego zakrętu, a nie o stylowe upalanie klasyków bokiem.

A skoro do gameplay’u przeszliśmy – ten jest bardzo, bardzo prosty. To wyścigi w różnych wariacjach przeciwko komputerowym oponentom lub koledzekoleżancepsu stryjka mamy brata na podzielonym ekranie. Futurystyczne trasy prowadzące po największych miastach Europy są bardzo pokręcone oraz prowadzą często w każdą z osi kierunku, także wznosząc się ponad dachy budynków. Niestety mimo swej abstrakcyjności nie uświadczymy, niczym w (dużo bardziej przyziemnym) Wreckfeście skoków, skrzyżowań czy też jazdy do góry kołami. Przez co mimo dużej fantazyjności, trasy wydają się być bardzo powtarzalne i trudne do zapamiętania. Ich samych jest podobna ilość co samochodów i poza artstylem, układem i klimatycznymi ozdobami nawiązującymi do PRLu nie różnią się tak bardzo od siebie.

Jedynym większym urozmaiceniem rozgrywki jest mechanika dopalacza uruchamianego zależnie od koloru, w jaki świeci się samochód. Jest to sposób na zyskanie dużej przewagi, lecz adwersarze również wykorzystują skutecznie tę umiejętność. Zależnie od 3 poziomów ustawień trudności przeciwnicy mają ustawianą siłę rubberbandingu sprawiającą, że nawet jak lamimy, to na „łatwym” poczekają na nas za następnym zakrętem. O dziwo „średni” poziom już potrafi być naprawdę wymagający, a wygrane naprawdę satysfakcjonujące. Tym bardziej, że często AI nie jeździ po sznurku, a zachowuje się nadzwyczaj inteligentnie! Komputer skutecznie spycha gracza, naraża się w zakrętach opóźniając hamowanie lub jedzie na złamanie karku na milimetry między barierkami często powodując wypadki.

ER wygrywa mój prywatny konkurs na najestetyczniejsze loading screeny

Ten tytuł, za nic mający sobie poprawność historyczną, poza abstrakcyjnym stylem graficznym ma też wyjątkową jak na swój gatunek ścieżkę dźwiękową. Są to bardzo synthwave’owe dźwięki, które zdecydowanie pasują do klimatu gry, lecz ciężko nazwać je szczególnie zapadającymi w pamięć. Tym bardziej, że jak dobrze słyszałem podczas rozgrywki to jedna piosenka jest przypisana do jednej lokalizacji, co sprawia, że jeśli nie przechodzicie gry na „łatwym” to bardzo szybko soundtrack was znuży. Poza tym udźwiękowienie gry jest bardzo poprawne, zachowując doświadczenie w wspomnianym klimacie. Sama optymalizacja też jest całkiem dobra pozwalając pograć na starszym sprzęcie, co czasem nawet przy prostej grafice nie jest takie oczywiste.

Retrofuturystyczne pomysły na produkcje to bardzo rzadki przypadek kreatywności twórcy, a osadzenie w tak bardzo alternatywnej rzeczywistości gry z gatunku wyścigów to już totaaalny odlot. Stąd myślę, że gra Pana Osika jest doskonałym zapychaczem do pogrania mając wolnych parę minut dziennie. Grę można spokojnie przejść w parę godzin, mi samemu wystarczyło 5 godzin, a jeszcze miałem okazję pograć z bratem na podzielonym ekranie. I tu myślę, że jest największy atut produkcji – podzielony ekran i proste zasady, które sprawiły że dawno się nie bawiłem tak dobrze w ścigałce z 9 lat młodszym braciszkiem. Tytuł jest po prostu przystępny i dający frajdę niezależnie od doświadczenia. Obok split-screen’u to pokręcona wizja świata stanowi największy atut Electro Ride. A przy tak małym tytule indie i cenie poniżej 50zł to wystarczający powód bym mógł zakup zarekomendować.

Plusy

+ świetny setting w alternatywnej rzeczywiści
+ przyjemna oprawa i wyjątkowy styl graficzny
+ duże różnice w prowadzeniu pojazdów
+ doskonała zabawa na podzielonym ekranie

Minusy

– troszkę krótka
– skromny soundtrack
– mało pojazdów i torów

Ocena gry

65 km/h
5 2 głosy
Oceń artykuł
Podziel się:
Avatar photo
Jacek Piąstka
Wrocławski pasjonat rajdów, driftingu i stylu w motoryzacji. W przeszłości założyciel lokalnego klubu motocyklowego. Prowadzący Speed Zone Podcast. Od 3 lat pisze recenzje ściagłek. W wolnym czasie rozbija samochody w Beam.NG, fotografuje i nagrywa.
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments