Nie wiem, jak wam, lecz osobiście seria Need for Speed zdaje mi się dziś więźniem swoich dawnych sukcesów. Zaczynając od Most Wanted (2012) niemal każda część tej ścigałkowej telenoweli starała się odcinać kupony z ciepłego przyjęcia jej poprzednich odcinków. Najpierw zatopiono Blacklistę w Burnoutowym sosie, co okazało się klapą. Później zmiksowano Hot Pursuit z otwartym światem, otrzymując ten sam rezultat. Dopiero w 2015 roku, gdy Ghost Games wziął za cel Undergrounda, trafiono z klimatem w dychę. Na nieszczęście dla EA, mniej więcej w tym czasie na tron zaczęła wdrapywać się Forza Horizon. Skutek? Kolejne odsłony NFS w coraz większym stopniu zaczęły małpować rozwiązania ze ścigałek Microsoftu, jednocześnie nie oferując zbyt wielu własnych pomysłów. Need for Speed Heat zasadniczo przypominał więc ubogą wersję motoryzacyjnego festiwalu, wzbogaconą jedynie o policyjne pościgi. A to wcale nie tak, że w temacie open worldowych wyścigów wszystko zostało już powiedziane. Nadchodzący Unbound ewidentnie pragnie podnieść mikrofon, odważnie eksplorując stylistykę przerysowanego graffiti. Zanim jednak oddamy mu głos, zastanówmy się nad alternatywnymi sposobami odświeżenia legendy NFS-a. Zapraszam was do chwilowego porzucenia kreskówkowych obaw i nadziei, oddając się wspólnemu fantazjowaniu na temat potrzeby prędkości. No bo kto nam niby zabroni?
Ścigałka historyczna
Odejdźmy na sekundkę od gier wyścigowych i przyjrzyjmy się najpopularniejszym taśmowo wydawanym produkcjom. Co łączy takie Assassin’s Creed, Far Cry, Battlefielda i Grand Theft Auto? Każda z tych serii w pewnym momencie doświadczyła wypalenia, a sposobem na dalszy rozwój okazało się gwałtowne cofnięcie settingu w czasie. Czy nie uważacie, że NFS mógłby spróbować tego samego?
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że gry akcji rządzą się innymi prawami. Nie oczekuję, że w kolejnym Need for Speedzie EA pozwoli mi rozjeżdżać dinozaury customowym kamiennym walcem. Ale gdyby tak cofnąć się do lat 60.? Początki ulicznej sceny motoryzacyjnej, chałupniczo zmajstrowane hot-rody, wyścigi z metą pod kafejką z wrotkowym drive thru… Dla młodych graczy byłaby to żywa Chłodnica Górska. Natomiast starsi mogliby dostrzec inspiracje Amerykańskim graffiti (1973) Lucasa, czy legendarnym pościgiem z Bullitta (1968).
Owszem, klimatycznie, ale czy nie za spokojnie? Hmm, a co powiecie na szalone 80sy? W ten sposób do muscle carów z poprzedniej dekady mogłyby dołączyć europejskie klasyki. Oczywiście odpowiednio zmodyfikowane, bo wizualny tuning lat osiemdziesiątych pozwalał zarówno na stworzenie ponadczasowej perełki, jak i… osobliwego dziecka swoich czasów. Dorzućmy do tego playlistę rodem z Vice City, odpowiednią paletę kolorów, oraz pościgi miękko zawieszonych radiowozów rodem z Blues Brothers (1980) i powinniśmy dostać całkiem wyróżniającą się ścigałkę.
Punk był tu zawsze, czas dodać Cyber
Osobiście chętnie ciupnąłbym w arcade racera osadzonego w retro klimatach, lecz bądźmy szczerzy – obiektywnie patrząc nie przewiduję, aby Electronic Arts poszło ze swoją serią w tym kierunku. Moda na lata osiemdziesiąte zdążyła już wygasnąć, a od nawiązań do kultowych klasyków kina lekko wieje boomerstwem, zwłaszcza w produkcie targetowanym do młodzieży. Kompletnie nie widzę jednak przeciwskazań, aby kolejny NFS skoczył w niedaleką przyszłość.
Rok 2057. Świat, w którym prowadzenie samochodu zostało prawnie zakazane, a na ulicach mogą poruszać się wyłącznie pojazdy autonomiczne. Pewnego dnia otrzymujesz w spadku od ojca kopertę, a w niej klucz do garażu. Z trudem otwierasz stare, trzeszczące drzwi, a tam, dajmy na to… przerobiony nie do poznania, stareńki Nissan Skyline. Okazuje się, że twój rodziciel w młodzieńczych latach był liderem podziemnego ugrupowania, walczącego na ulicach o „swobodę prowadzenia”. Jak to na NFS-a przystało, samochodowe punki grały policji na nosie swoimi zmodyfikowanymi pojazdami, usiłując zniszczyć rdzeń sztucznej inteligencji odpowiadającej za uliczny reżim. Ty, jako gracz, postanawiasz wskrzesić „samochodową bojówkę” i werbujesz do niej chętnych, zyskując rozgłos dzięki nocnym wyścigom i innym typowym dla serii szaleństwom.
Prościutkie i kiczowate w opór, ale moim zdaniem pasujące do NFS-a jak ulał. Dodatkowo futurystyczny vibe pozwoliłby designerom zaszaleć stylistycznie zarówno pod względem kreacji świata, jak i części modyfikujących samochód. Jeszcze do niedawna Elektronicy blisko współpracowali z Khyzylem Saleemem, który świetnie czuje się w a’la cyberpunkowym settingu. Jego bodykity już w Heacie potrafiły urywać łeb – nawet nie wyobrażam sobie, do czego byłby zdolny, gdyby mógł jeszcze bardziej poluzować więzy ze współczesnym realizmem. Przyszłościowe modyfikacje mogą być też niezłym pretekstem do wprowadzenia ciekawych power-upów. Zresztą, kto każe ograniczać się do futurystycznego miasta – na jego obrzeżach można by znaleźć spory potencjał do wyścigów na bezdrożach, w pojazdach rodem z Wyścigu śmierci, czy innego Mad Maxa. Futurystyczny setting umożliwiłby też dodanie do gry samochodów koncepcyjnych – chociażby taki Hyundai N Vision 74 zdaje się wyjęty wprost ze spowitego neonami miasta przyszłości.
Ameryka jest passé
Seria Need for Speed od zawsze wydawała się mocno amerykocentryczna. Odwiedzane w grach miasta, mimo swej fikcyjności, zawsze w pewnym stopniu opierały się na rzeczywistych miejscówkach znanych z mapy USA. Czemu jednak ograniczać się do Stanów? Najlepszym przykładem na to, jak wiele zyskać można na umiejscowieniu akcji w nieoczywistych regionach jest oczywiście Forza Horizon. Australia, Szkocja, czy Meksyk nie są tam tylko geograficznym pretekstem do stworzenia zniuansowanej mapy z ładnymi widoczkami. Lokacje dyrygują klimatem całej produkcji, stanowiąc nieodłącznego bohatera motoryzacyjnej przygody. A tak się składa, że istnieje jeden region idealny pod NFS-a, w który festiwal jeszcze się nie zapuścił. Miejsce, w którym słońce wschodząc, kwitnie wiśnią.
Naprawdę ciężko mi zrozumieć, dlaczego w ciągu niemal 30 lat swego istnienia seria nigdy nie odwiedziła Japonii. Ba, w zasadzie nie przypominam sobie żadnej arcadowej ścigałki głównego nurtu, która by się na to zdobyła. Jak to możliwe? Japonia ma wszystko, czego potrzebuje dobra gra wyścigowa. Niepowtarzalny klimat ulicy. Potencjalnie interesująca mapa, łącząca szeroką sieć autostrad, rejony miejskie i kręte, górskie uliczki. Dodajmy do tego możliwość odkrywania lokalnych motoryzacyjnych subkultur, z unikalnym Bosozoku na czele. Nie wspominam nawet o potencjale tuningowania charakterystycznych kei-carów i kei-trucków.
Lubię psuć zabawę, choć odznaki nie chcę
Odejdźmy już od czysto settingowych rewolucji i przejdźmy do konkretnych mechanik. Moim zdaniem Need for Speed nie powinien już wracać do czasów śmigania radiowozem. Rozdwojenie ścieżek na polismana i ulicznika mocno rozbiło by undergroundowy klimat, jaki udaje się ostatnio uzyskać. Niemniej możliwość wcielenia się w upierdliwego wrzoda, rozbijającego ścigantów tuż przed metą wyścigu dostarczała niemałej satysfakcji. Czemu by nie wrócić do tej czystej frajdy psucia innym zabawy, pozostając wiernym ulicznej ścieżce?
Już tłumaczę, jak to widzę. Być może grając w Test Drive Unlimited 2 mieliście kiedyś okazję wziąć udział w policyjnym pościgu. Gdy jakiś gracz online popełnił wykroczenie, gra zapraszała do tymczasowego wsparcia lokalnej drogówki w próbach zatrzymania niemilca. Nasz samochód zmieniał się wówczas w radiowóz, a my… mieliśmy do pokonania ładnych kilka kilometrów do celu pościgu. Pogoń zazwyczaj kończyła się, zanim w ogóle dotarliśmy na miejsce. Inna sprawa, że ucieczki przed policją w TDU same w sobie były katastrofalne. Dziwaczna fizyka skutecznie zabijała satysfakcję z obijania karoserii oponenta, a zaopatrzeni w koguty współbracia mieli znaczne braki w sztucznej inteligencji. Mimo wszystko pomysł wydaje się całkiem niezły, a po kilku szlifach i nakierowaniu go na odpowiednie tory, może stanowić idealne urozmaicenie formuły NFS-a.
Tak jak mówiłem, kompletnie porzuciłbym zamianę w radiowóz – ten aspekt wydaje mi się okrutnie sztuczny i zaburza płynność rozgrywki. Zamiast tego postawiłbym na kogoś w rodzaju Bounty Huntera. Podobnie jak w Need for Speed Heat, każdy z graczy kumulowałby punkty reputacji po wygranych wyścigach, jednak aby te wpłynęły na jego konto, musi bezpiecznie wrócić do kryjówki. Im dłużej pozostajesz poza kryjówką, tym większy mnożnik reputacji otrzymujesz. Znany i lubiany patent, do którego wprowadziłbym lekki twist. Otóż zdobywana przez ściganta reputacja przekłada się na poziom Bounty – wystawianego przez policję listu gończego. Jeśli my, jako inny gracz na multiplayerowej mapie, zdołamy zatrzymać jegomościa, otrzymujemy kasę od gliniarzy za wsparcie w pościgu. Taki koncept zdaje mi się nieźle współgrać z ulicznym klimatem serii i jeszcze bardziej zaostrzać współzawodnictwo w walce o koronę miejskiej sceny.
Czy powinniśmy bać się dwóch kółek?
Do tego pomysłu osobiście nie jestem przekonany, ale ciekaw jestem waszych opinii. Czy waszym zdaniem do NFS-a powinny zawitać motocykle?
Z jednej strony wprowadzenie do gry jednośladów stanowiłoby niemałe urozmaicenie. W ostatnich latach fani dwóch kółek mieli sporo okazji do poprowadzenia cyfrowych rumaków. Jednakże produkcje te najczęściej celowały w symulację (bądź sim-cade), stojąc w opozycji do Need for Speedowej swobody. Poza tym, na rynku nie znajdziemy wielu tytułów łączących światy samochodów i motocykli. Najnowszym tego przypadkiem jest prawdopodobnie The Crew 2, w którym możliwość tuningu pojazdów jest dość znikoma.
Ze względu na małe rozmiary, motocykle w Need for Speedowym wydaniu mogłyby zniuansować policyjne pościgi. Przejeżdżając przez niedostępne dla radiowozów, wąskie uliczki można by zgubić część goniącego nas ogona. Dodatkowo dwa kółka oznaczają możliwość wprowadzenia nowych rodzajów wyścigów, wykorzystujących mobilność lekkich pojazdów. Poza oczywistymi wariacjami na temat zdobywania punktów za jeżdżenie na jednym kole, mówię tu także o wyścigach mieszanych – jedna trasa dla samochodów, inna (np. po dachach, między budynkami) dla motocykli.
Aczkolwiek każdy kij ma dwa końce. Moim zdaniem motocykle, mimo swojego potencjału, nie do końca dobrze łączą się z samochodami. To dwie, zupełnie różne kultury tuningu i dwa skrajnie odmienne modele prowadzenia. W wypadku dwóch kółek nie ma za wiele miejsca na modyfikacje wizualne – zmienisz siodło, machniesz jakiś wzorek, ale nie przerobisz ulicznego nakeda na crossa. Samochody dają ci dużo większą swobodę w wyrażaniu siebie i są elastyczniejsze, jeśli chodzi o zmianę swojego przeznaczenia. Poza tym, jednoślady kompletnie nie nadają się do pościgów opartych na walce kontaktowej. Wyobrażacie sobie taranowanie gliniarzy drobnym motorkiem?
A jakie są wasze potrzeby prędkości?
Tak oto prezentowałyby się moje wymarzone zmiany w formule NFS-a. Jak nietrudno zauważyć, dotyczą one przede wszystkim settingu. Wydaje mi się bowiem, że odświeżenie lokalizacji i odejście od rejonów współczesnej Ameryki miałyby spory wpływ na podejście graczy do rozgrywanych przez nich wyścigów. Spójrzcie raz jeszcze na Forzę Horizon – większość questów z serii „Historie Horizon” to w gruncie rzeczy powtarzalne, prościutkie zawody. Mimo to, dzięki osadzeniu ich w lokalnym klimacie danej gry i opatrzeniu narracją, wiele z nich autentycznie zapadło mi w pamięć. Percepcja gracza zupełnie się zmienia, gdy stopniowe odhaczanie kolejnych wyścigów ma swój realny sens w świecie – a tego, moim zdaniem, brakowało w ostatnim Need for Speedzie. Czy nadchodzący Unbound zmieni coś w tym temacie? Cóż, moim zdaniem ma na to potencjał, a na razie pozostaje mi mocno trzymać za niego kciuki.
A co wy sądzicie o przyszłości NFS-a? Macie jakieś wymarzone lokacje, w które chcielibyście się przenieść? A może czujecie brak jakiejś kluczowej mechaniki? I, na koniec, czy widzicie w serii miejsce na motocyklowe odwiedziny? Koniecznie dajcie znać w komentarzach.
Wydaje mi się, że NFS w Japonii mógłby być dobrym pomysłem, ale tylko w przypadku, gdy Forza Horizon nie postawi tam kroku. Jeśli Playground Games postawi tam nogę, to NFS w tym przypadku nie wypali.
Czy tylko ja się aż tak bardzo nie zgadam z autorem co, że Hot Pursuit okazał się klapą (mimo iż był ciepło przyjęty i do tego bardzo udanym NFS) a z kolei to właśnie odświeżony Underground był klapą.
Mówiąc szczerze? Nie zgadzam sie z autoremnfs zawsze był i powinien skupić sie na samochodach bo motocykle sa np w ride 4(ktory jest dobrym odpowiednikiem forzy motorsport) a do nfs to poporstu nie pasuje…. Wyscigi w przyszłości? Ni chuja to wogole nie pasuje już… Nfs to jednak nfs i wyścigi uliczne a nie balde runner 2049.. (chyba nie pomyliłem nazwy)
Jednak gra osadzona w japoni bylaby zajebista trochę wyscigow i duzo drifty to bylo by to ale pod warunkiem ze zabierze sie za to dobre studio ktore odejdzie od podrecznikowego sterowania. Wyscigo w latach 80i 90 byly by super ale byly by też hot rody z 60 lat np i to zrobilo by całkiem fajny klimat jednak znowu problem jak zrobi sie gre… Ogarniete studio moglo by coś zrobić ale EA nigdy nie da takiej wladzy i zepsuł by kolejny projekt… Hot pursit byl całkiem ciekawy fakt ze to dobra odskocznia raz po raz i na dłuższą mete wole klimat mw lub Underground ale raz na 10 lat np jako odskocznie mogliby zrobić zabawe jako policjant
Jakiego klimatu by nie zrobili i nieważne jaki byłby super, jeśli model jazdy dalej będzie tak idiotyczny i niegrywalny (jak w NFS 2015 i heat), to gra znów będzie crapem. Doszukiwanie winy Forza horizon, czy próbie jej naśladowania jest całkowicie nietrafione.
Autor rozważa setting, auta, a tak naprawdę problem tkwi w czym innym. Problemem jest engine Frostbite, używany od Rivals, który w żadnej grze nie dostarczył satysfakcjonujacego modelu jazdy. Boże, jak ja bym chciał zmodyfikowanego silnika użytego np w Hot Pursuit, tego co go niedawno zremasterowali.