Prezentacje

Prezentacja Landwind (Jiangling Landwind Frontera)

Długo mnie korciło, by począć tą prezentację. Szczerze mówiąc mogę od razu wylać na to auto wiadro pomyi, ale gdzie tu sens i sarkastyczna przyjemność? Opisywanie tego samochodu można porównać do filmu „Milczenie Owiec”. Mimo zła, jakie robił bohater, sprawiało mu to niebywałą przyjemność…

Made in China!

Z czym kojarzą nam się Chiny? Przede wszystkim z krajem wielomilionowego narodu, tanich tampek, podróbek oryginalnych ciuchów i produktów (notabene prawie wszyscy „markowi” producenci przenoszą tam swoje fabryki). Wszyscy uważamy Chiny za bardzo zacofany kraj. Po części to prawda (a pomyśleć, że w starożytności Cesarstwo Han biło na głowę europejskich koczowników…), lecz biorąc pod uwagę tempo rozwoju tego państwa może się okazać, że za kilka lat to państwa takie jak Polska będą uważane za zacofane. Jednak czy życie w Chinach jest takie przyjemne? Stawka rzędu 5 do 30 centów na godzinę to norma. Wyzysk? Czy już niewolnictwo… Ogólnie Landwinda można porównać do takiej markowej podróbki. Z wyglądu podobny, ale wystarczy trochę z niego pokorzystać by przekonać się, co się kupiło…

Miało być tanio i dobrze…

A czy jest tanio i dobrze? Cena na poziomie 86 tys zł za podstawową wersję(!) to mała abstrakcja dla większości obywateli naszego „bogatego” kraju. Najdroższa wersja to koszt 109 tys zł. Dodatki także nie należą do tanich i tak- lakier metalik 3 tys zł, elektryczny szyberdach 5 tys zł itd. Mam dziwne wrażenie, że ktoś chce zarobić krocie na naiwnych klientach. Landwinda do niedawna można było nabyć w Mogilnie u pewnego holendra. „Oficjalny Polski Impoter” ciekawe… Z ceną nie wyszło, może z jakością?

Jest tanio i badziewnie

Oglądając Landwinda (europejska nazwa- chińskiej nikt by nie wymówił) można odnieść dwa wrażenia. Pierwsze- gdzieś już to widziałem? Drugie – resorak w skali 1:1. Na pierwsze odpowiedź jest dość prosta. Chińska firma JMC produkująca od ponad 20 lat pojazdy typu ciężarówki, pikapy i terenówki wykupiła licencję od GM na produkcję auta na bazie Isuzu Rodeo/Opel Frontera. Jak za starych dobrych lat! Zazwyczaj podróbki np. Renault spod znaku Dacii wypadały gorzej niż fatalnie. Chińczycy przeprowadzili także lekki lifting nadwozia by nie straszyło kantami. Być może nie straszy kantami, ale straszy dzieci. Taki resorak w skali 1:1 będzie się im śnił po nocach. A ich rodzicom będą się śniły niedoróbki nadwozia. Zaczynając od przodu możemy dojrzeć śliczną szparę między reflektorami, a zderzakiem, w którą bez trudu wejdzie dłoń dziecka. Takie niedoróbki być może są akceptowalne w Chinach, ale z pewnością nie w Europie. To, co z zewnątrz wygląda groźnie przy bliższym spojrzeniu śmieszy. Monstrualne plastikowe nakładki na koła i posrebrzane zderzaki wołają o pomstę do nieba. Ciekawe rzeczy czekają nas także na dachu. Punkty zgrzewania karoserii widoczne w takim aucie nie wymagają komentarza. W środku możemy się poczuć jak w rosyjskiej terenówce- na środkowym słupku naklejono (ew. przynitowano na zawsze) śliczną aluminiową tabliczkę znamionową…

We wnętrzu nie może być gorzej… Nie?

We wnętrzu Landwinda pasuje prawdziwy misz masz. Można poczuć miks kilku epok. Na początek drzwi- do ich zamknięcia potrzeba siły kierowcy UAZa. Następnie możemy poczuć zapach wszystkich tworzyw sztucznych, jakie zastosowano w aucie. „Uff jak tu brzydko pachnie”- cytat z reklamy pewnego produktu dezynfekującego pasuje idealnie. Gdyby pokuszono się o reklamę tv Landwinda powinna ona brzmieć- „Landwind zapach twoich trampek”. Miło (na tle nadwozia) może zaskoczyć spasowanie kokpitu. Nie! Nie jest ono dobre. Jest ledwie akceptowalne, ale jest. Plastiki użyte do wykonania kokpitu można porównać z tanimi autami koreańskimi (poprzedniej epoki). Umieszczono na nim także dwa wyświetlacze (klimatyzacji i radia). Są wielkości wyświetlacza chińskiego kalkulatora (duży i umiejący tylko podstawowe działania) i tylko po to by pokazywać ogromne cyferki odbieranej stacji. Także klimatyzacja irytuje. Po każdorazowym odpaleniu silnika trzeba wszystko ustawiać od nowa. Zabrakło kości pamięci w magazynach? Słowem porażka. Ale chyba jeszcze większą porażką są siedzenia. Obszyte imitacją skóry (cerata) pogłębiają tylko wrażenie tandeciarstwa. Jak na tak duże auto Landwind jest raczej mało obszerny. Zadowalająca jest widoczność z miejsca kierowcy (vide można się poczuć jak kierowca TIRa). Chcąc otworzyć tylnią klapę trzeba najpierw otworzyć cały samochód i dopiero następnie przytrzymać przycisk na konsoli. W Landwindzie każde polecenie wydane przyciskiem wymaga trzymania go przez ok. 3 sekundy.

Renomowany silnik renomowanej firmy? Nie.

Silnik Mitsubishi o pojemności 2.4 to jeden z najmocniejszych atutów tego auta. Czas powstania jednostki datowałbym na początek lat 90′. Pamiętam, że w jeden z moich znajomych w Mitsubishi L300 (8 osobowy autobusik na bazie dostawczaka – okropieństwo) właśnie z lat 90′ ma taki silnik. Moc 125 KM nie brzmi przekonywująco przy takiej pojemności i masie Landwinda. Po tej jednostce możemy się jednak spodziewać tego czego nie da nam z pewnością sam Landwind – trwałości. Auto jakoś tam przyspiesza i jakoś jedzie. Czas rzędu 16s od 0 do 100km/h jest akceptowalny, a prędkości maksymalnej rzędu 170km/h lepiej nigdy nie osiągać. Niewiadomo, co przy tej „kosmicznej” prędkości może odpaść. Także hamulce nie zagwarantują nam bezpieczeństwa. Tarcze z przodu i bębny z tyłu to w dzisiejszych czasach raczej pomyłka. Producent deklaruje spalanie średnie rzędu 9l na 100km i 11 litrów w mieście. Jednak w takim aucie bardziej liczy się moment obrotowy. Wartość 190Nm przy 3000obr/min pozwala na jako takie wyprzedzanie. Wysoki moment potrzebny jest także w terenie…

Resorak w błotku

Landwind chce być prawdziwą terenówką. Muskularny wygląd (Opel Frontera na sterydach), koło zapasowe na tylniej klapie, olbrzymie felgi wraz z pseudo terenowymi oponami i napęd na cztery koła ma to gwarantować. Chcąc wjechać w teren poczujemy kolejny zawód. Najpierw czeka nas mała wycieczka poza auto. Następnie musimy przekręcić pokrętła przy piastach przednich kół. Dalej wracamy do autka. Wreszcie na końcu osobną dźwignią dołączamy przeniesienie napędu na przednią oś. Prawda, że łatwe? Notebene w większości nowych aut wystarczy przytrzymać jeden przycisk. Jak na tak spory prześwit i duży skok zawieszenia Landwind sprawuje się średnio. W końcu ważącego 1750kg Landwinda musi napędzać jedynie 125 konna jednostka. Co dziwne nie zaopatrzono go nawet w osłonę miski olejowej pod silnikiem. Czyżby to jednak SUV, a nie terenówka?

Droga Podróbka

Czymże jest Landwind? Drogą podróbką. Cło i koszt transportu z całą pewnością nie windują tak ceny. Zastanawiam się czy znajdzie się „frajer” na to auto? Nie wspominam o fatalnych wynikach testów zderzeniowych ADAC. Szczerze mówiąc ochrona pasażerów jest porównywalna za pewne z Daewoo Tico. Jeden punkt na szesnaście możliwych mówi sam za siebie. Nawet rosyjski UAZ jest bezpieczniejszy ze względu na tony wyciosanej blachy i stali. Na auto jest oczywiście gwarancja. Tylko kto ma ją rozpatrywać? Zapewne producent z Szanghaju. Na pocieszenie dostajemy fabryczny zestaw narzędzi. Znając jakość „Made in China” ich miękkość nie pozwoli na naprawę niczego. Do auta powinni także dodawać spawarkę i klej budaprem. Auto dla majsterkowicza? Za około 100tys zł? Na to pytanie odpowiedzcie sobie już sami.

0 0 głosy
Oceń artykuł
Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments