Za nami kolejna edycja tego legendarnego wyścigu. Jak zwykle oprócz pewniaków na mecie było również kilka zaskoczeń, ale też jak zwykle nie zabrakło wielkich emocji i niesamowitej atmosfery wielkiego wydarzenia i święta sportów motorowych.
Już pierwsze treningi potwierdziły to, co zdawało się być oczywiste. Głównymi graczami na torze były zespoły fabryczne Audi i Peugeota. Potem byliśmy świadkami kwalifikacji wręcz w stylu Formuły 1, kiedy to w ich pierwszej części Allan McNish (Audi) wykręcił najlepszy czas na ostatnim mierzonym okrążeniu w kwalifikacjach, a potem w drugiej ich części Stéphane Sarrazin ustanowił jeszcze lepszy czas zagarniając tym samym Pole Position dla Peugeota. Warte odnotowania jest, że czas Sarrazina został ustanowiony już w ciemnościach co znacznie podnosi rangę tego osiągnięcia. Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę, że w Le Mans 24H Pole Position ma bardziej znaczenie psychologiczne, niż realny wpływ na wynik wyścigu.
Praktycznie od samego początku wyścigu w niektórych zespołach zaczęły pojawiać się problemy. Nie ominęło to nawet największych. W tegorocznej edycji emocje towarzyszące walce o wygraną były niebywale wysokie bo doprowadzały do tak prostych błędów jak choćby stłuczka w boksach, która wykluczyła z rywalizacji o najwyższe lokaty jeden z pojazdów Peugeota. Jednak francuski zespół od początku wyścigu prowadził i konsekwentnie budował swoją przewagę nad goniącymi go Audi. Batalia o wygraną toczyła się między pojazdami z silnikami napędzanymi ropą, jednak nie tak daleko za nimi podążały benzynowe Astony Martiny, co należy uznać za sukces biorąc pod uwagę jak wielką przewagę miały do tej pory ropniaki.
Noc, jak zwykle w Le Mans, przyniosła uspokojenie w stawce. Każdy odczuwał zmęczenie, jednak każdy dobrze wiedział też co ma robić. I tak Peugeot w dalszym ciągu uciekał Audi, które próbowało wszelkich sposobów, w tym zamian w aerodynamice przodu samochodu, by dotrzymać mu kroku. Noc przyniosła również chyba jeden z poważniejszych wypadków jakie zdarzyły się w ostatnich latach w trakcie Le Mans. Peugeot zespołu Pescarolo z dużą prędkością wypadł z toru i (prawdopodobnie bo nie ma telewizyjnych ujęć z samego wypadku) kilkukrotnie koziołkował. Z pojazdu pozostał jedynie wrak, który nawet nie przypominał samochodu. Na szczęście kierowcy udało się wyjść z tego cało i bez poważniejszych obrażeń.
Noc i świt to w Le Mans zwykle okres, który przynosi wiele rozstrzygnięć. Jednak tym razem różnice między całą czołówką nawet po tak długim okresie były niewielkie. Świt przyniósł też złe wieści dla zespoły Audi, którego bolid jadący na 3. miejscu uległ wypadkowi i zakończył jazdę, natomiast kolejny, z trzech wystawionych samochodów, borykał się z awariami i po ponad dwóch godzinach spędzonych w serwisie wypadł z rywalizacji o czołowe lokaty. W nieco słabszej klasie prototypów LMP2 sytuacja praktycznie rozstrzygnęła się po, również dość poważnym, wypadku jedynego teamu, który był w stanie zagrozić prowadzącemu zespołowi Essex – Navi Team. W niższych klasach królowały Corvetty fabrycznego teamu w GT1 i Ferrari F430 GT Risi Competizione.
Wyścig ostatecznie zakończył się zwycięstwem dwóch aut Peugeota, a honor Audi po raz kolejny uratował mistrzowski zespół z Tomem Kristensenem w składzie zajmując najniższe miejsce na podium. W klasie LMP2 zwyciężył, niezawodny już kolejny rok, team Essex ze swoim Porsche RS Spyder. GT1 padło łupem teamu fabrycznego Corvetty, który jednak pod koniec wyścigu borykał się z poważnymi problemami, a GT2 zagarnął wspominany zespół Risi Competizione w swoim Ferrari.
W tegorocznej edycji pogoda postanowiła nie mieszać się w rywalizację i przez całe 24 godziny panowały idealne warunki. Jednak mimo to wypadków, wyjazdów samochodu bezpieczeństwa i niebezpiecznych sytuacji było znacznie więcej niż w np. zeszłorocznym wyścigu, który odbywał się w fatalnych warunkach. Bez wątpienia tegoroczny wyścig roznieci również i tak już gorącą dyskusję o tym jak zmienić regulamin i jak wyrównać szanse silników benzynowych i diesla. Zespoły używające tych pierwszych wręcz się tego domagają grożąc wycofaniem z rywalizacji.
Na pewno jednak wyścig był wspaniały i warto czekać na kolejny. Choćby po to by zobaczyć bolidy pędzące po torze w promieniach wstającego słońca, kiedy to pojazdy i ich kierowcy zdają się wracać z jakiejś dalekiej podróży. Tak. Le Mans 24H niezaprzeczalnie ma coś w sobie.