Motogry Recenzje

Licencja na dachowanie – recenzja EA Sports WRC

Nigdy nie byłem specjalnie dobry w DiRT Rally. Owszem, spędziłem na wirtualnych oesach dziesiątki godzin, udało mi się nawet wbić platynę – w końcu to moja ulubiona rajdowa seria. Mimo to, zamiast walczyć o odcinanie milisekund na każdym zakręcie, bardziej skupiałem się na tym, aby z nich nie wypaść i nie stać się świąteczną ozdobą na gałęzi przydrożnej jodły. Natomiast o mistrzostwach WRC wiem tyle, ile udało mi się wchłonąć drogą osmozy. Kojarzę ich historię, znam garść zawodników, jednak zawsze byłem bardziej fanem samej istoty rajdowania, niż zawodów za nią stojących. Pomimo tego, EA Sports WRC sprawia, że czuję się niczym rajdowy mistrz świata… i nie jestem pewien, czy mi się to podoba.

Start, pięćdziesiąt, cztery prawy długi, powodzenia

Tym potencjalnie zbyt osobistym wstępem chciałem przedstawić Wam perspektywę, z jakiej będę patrzył na najnowszą rajdówkę Mistrzów Kodu. Myślę bowiem, iż jest ona w tym wypadku kluczowa i jest źródłem tak spolaryzowanego dyskursu wokół tytułu. Wydaje mi się też, że wielu graczy, podobnie jak ja, określiłoby się mianem średniozaawansowanych DiRToholików z laicką wiedzą na temat Rajdowych Mistrzostw Świata.

Zacznijmy więc z grubej rury bez tłumika. Nie, EA Sports WRC NIE JEST kolejnym DiRTem Rally. Nie jest też relaksującą arcadówką. Jeśli jednak liczyliście, iż po utracie licencji przez KT Racing doczekamy się bardziej realistycznej produkcji spod oficjalnego sztandaru mistrzostw świata, możecie porzucić nadzieję. Model jazdy WRC od Codemasters stoi w rozkroku między luźniejszym podejściem DiRTa 4, a stawiającym większe wyzwanie DiRTem Rally. 

Owca w wilczej skórze

W porównaniu do tego drugiego samochody są znacznie łatwiejsze do opanowania. Bestie z turbinami nadal wymagają odpowiedniej pokory przy dawkowaniu gazu, jednak nawet tylnonapędowe potwory nie są aż tak nieprzewidywalne, jak w bardziej symulacyjnych tytułach. Sporą różnicę czuć zwłaszcza podczas kontrolowania poślizgu. W DiRT Rally miewałem problem z wykonaniem idealnego skandynawskiego szarpnięcia, przez co traciłem masę czasu na wolniejszych nawrotach. Podobne zakręty w WRC pokonuję bez większego namysłu, zawsze wprowadzając samochód w ślizg o idealnej długości. Force Feedback na kierownicy prezentuje całkiem przyzwoity poziom jak na simcadowe standardy. Daje się wyczuć takie subtelności, jak transmisja masy na konkretną oś. Niestety wszelkie detale zwykle gubią się w nieco zbyt sensacjonalistycznym telepaniu kierownicą na wertepach. Trzeba też przyzwyczaić się do zaskakująco małego oporu obrotu kółka… albo spędzić dobrą chwilę na majstrowanie w opcjach.

Uproszczony model jazdy nie oznacza, iż mknąc po oesach możemy rozmyślać o kształcie bobków wombata. Brak skupienia na słowach pilota drastycznie zwiększa szanse na wpakowanie się w okoliczny słup. Jest to tym prostsze, że niektóre fragmenty odcinków specjalnych w WRC są jednymi z najwęższych w portfolio produkcji Codemasters. Jak więc ma się to do zręcznościowego charakteru produkcji? Otóż konsekwencje takiego karambolu są wyraźnie mniej dotkliwe. Zazwyczaj stracimy na tym kilka-kilkanaście sekund, jednak ciężko jest doprowadzić samochód do stanu nieużywalności. W DiRT Rally nieraz zdarzało mi się kończyć oesy wrakiem z rozkraczonym zawieszeniem, wtaczając się na metę z prędkością żółwia z zaburzeniami błędnika. Natomiast w WRC da się wykręcić przyzwoity czas nawet szorując felgą po asfalcie.

Panie, to się wyklepie!

Do rozbijania się nie zachęca także zaskakująco ograniczony model zniszczeń. Gry rajdowe przyzwyczaiły nas do widoku poobijanej blachy i stosunkowo wiarygodnie odpadających części. WRC wypada w tym kontekście dość blado – karoseria zasadniczo się nie wygina, a elementy nadwozia odlatują tak szybko, jakby były wykonane z nad wyraz lekkiego wafla. Ten problem łatwo jednak wybaczyć, jeśli rzucimy okiem na bogaty asortyment pojazdów dostępnych w grze. Codemasters na dzień premiery udostępniło graczom niemal 80 samochodów, spełniając praktycznie każdą zachciankę fana rajdów. Jedynym wielkim nieobecnym jest chyba Toyota Celica GT-Four – prawdopodobnie z powodu problemów z uzyskaniem licencji. Trzeba również zaznaczyć, iż mimo tak potężnej puli samochodów, każdy z nich otrzymał swój indywidualny charakter. Wybór odpowiedniego pojazdu w danej klasie nigdy nie jest więc oczywisty.

Jeśli jednak nie zdecydujemy się na żadną z istniejących rajdówek… nic nie stoi na przeszkodzie, aby zbudować własną! Korzystając z nowej funkcji kreatora mamy okazję stworzyć indywidualny projekt samochodu. Opcje personalizacji są tu niestety dość ubogie – jedyną znaczącą decyzją jest tu bowiem dobór i umiejscowienie silnika. Wszelkie pozostałe części – od chłodnicy, po zawieszenie czy skrzynię biegów – różni w zasadzie tylko podatność na uszkodzenia i dostępne opcje tuningu mechanicznego. Dodając do tego fakt, iż zaprojektowane przez Codemasters części karoserii są zwyczajnie obleśne, cały kreator traktowałem wyłącznie w charakterze ciekawostki.

Rajdowy globtroter

Poza obszernym katalogiem samochodów, WRC oferuje również rekordowo szeroką pulę tras. Musicie przyznać – 200 odcinków specjalnych rozmieszczonych w 17 lokacjach naprawdę robi wrażenie. Zwłaszcza, że nitki oesów poprowadzone są niezwykle satysfakcjonująco, oferując prawdopodobnie najbardziej rozmaity zbiór wyzwań ze wszystkich rajdówek Mistrzów Kodu. Poza starymi znajomymi w postaci tańczącej pogo Finlandii i ślizgającej się na łyżwach Szwecji, będziemy balansować na koleinach rajdu Safari, czy wspinać się na szczyty pełnego ślepych zakrętów Meksyku.

W urozmaicaniu zabawy pomagają również zaskakująco wyraźne różnice między nawierzchniami. I nie chodzi mi tu o takie oczywistości, jak zjazd z utwardzonej drogi na szuter. W WRC natychmiast wyczujecie takie subtelności, jak stopień rozdrobnienia kamyczków żwiru, czy zapiaszczenie asfaltu. Jeszcze wam mało? W takim wypadku możecie zmienić porę roku na KAŻDEJ trasie, aby znajomy oes został pokryty śniegiem. Gwarantuję wam, przy takiej mnogości opcji jeździć na pamięć zaczniecie po co najmniej kilkudziesięciu godzinach.

Nie od razu asfalt załatano

Trzeba też zaznaczyć, iż deweloperzy ewidentnie pochylili się nad zachowaniem pojazdów na utwardzonej nawierzchni. Jadąc po asfalcie nareszcie czuć, że prowadzimy samochód, a nie miękko dryfujący na boki poduszkowiec. Tym razem poziom przyczepności bywa wręcz nienaturalny. Rajdówki przysysają się do asfaltu, a kierownica staje się porażająco czuła. Obracając ją o więcej, niż kilka milimetrów na raz ryzykujemy wykonaniem spina nawet w niektórych przednionapędówkach. Mimo wszystko, nadal preferuję tę nadwrażliwość, niż znane z DiRT Rally spływy pontonem.

Nierealny engine swap

EA Sports WRC to pierwsza produkcja Codemasters na Unreal Engine 5. Pozwoliło to na stworzenie rekordowo długich, 30-kilometrowych odcinków, których pokonanie zajmuje nawet i pół godziny. Trasy te stanowią niepowtarzalne wyzwanie dla naszej koncentracji, skutkując pokaźnym zastrzykiem zadowolenia po przekroczeniu linii mety. Niestety, fakt porzucenia znajomego deweloperom silnika Ego czuć tu na każdym kroku.

Zacznijmy od tego, co widać na pierwszy rzut oka. Gra jest zwyczajnie w świecie brzydka, prezentując poziom graficzny godny produkcji sprzed 10 lat. Poza wspomnianym wcześniej modelem zniszczeń, cierpi na tym szczególnie otoczenie odcinków specjalnych. Nawet tak dobrze zaprojektowane trasy tracą wiele swojej magii, gdy zdają się umieszczone na martwych makietach pośród drzewek z wykałaczek. Podczas rajdu praktycznie nie czuć obecności kibiców ani innych zawodników. Ci pierwsi są zaskakująco cisi, wymachując sztywnymi flagami z kartonu. Natomiast naszych konkurentów nie uświadczymy ani czekając w kolejce do startu, ani w postaci wraków przy drodze – w WRC nie zaimplementowano bowiem znanych z poprzednich odsłon wydarzeń losowych. Do wrażenia ogólnej martwoty dokłada się również paleta kolorów, wzorowana na mojej spranej koszulce z Boba Budowniczego, którą zgubiłem u ciotki kilkanaście lat temu. Ktoś w Codemasters powinien nauczyć się czytać metki.

Dużo poważniejszym problemem są jednak kłopoty z płynnością. Mimo tak przeciętnej urody, WRC na PlayStation 5 ma kłopoty z utrzymaniem 60 FPS, co w przypadku gry rajdowej jest niezwykle dolegliwe. Klatki uciekają szczególnie na trasach z gęstą roślinnością, najczęściej podczas gwałtownych nawrotów i wyjątkowo szybkiej jazdy – czyli dokładnie wtedy, gdy ryzyko wpadnięcia w ową roślinność jest największe. Nagminny jest również pop-in obiektów i niedoczytywanie się tekstur. Nie są to problemy uniemożliwiające granie, lecz trzeba tu podkreślić, iż ponoć na PC występują jeszcze poważniejsze błędy. Pierwszy popremierowy patch wyraźnie poprawił stabilność na konsolach – przynajmniej w moim przypadku – lecz nadal Codemasters czeka sporo łatania.

Multitasking karierowicza

No dobrze, ale wszystko to, co do tej pory opisałem, brzmi jak kolejny DiRT. Gdzie jest ta cała licencja WRC? Otóż moim zdaniem… praktycznie jej tu nie czuć. W trybie kariery możemy co prawda stworzyć własny zespół, co upodabnia kampanię do trybu My Team z serii F1. W jej trakcie będziemy zmuszeni balansować finansami zespołu i spełniać zachcianki sponsorów, którzy ostatecznie pomogą nam przejść do kolejnych kategorii mistrzostw. Między zawodami warto również inwestować w kompetencje mechaników, którzy mogą znacząco skrócić czas jaki spędzimy na naprawach. Nie warto natomiast interesować się perkami głównego inżyniera – ten oferuje tak znikome profity, iż szybko zacząłem kwestionować legalność sposobu w jaki znalazł się na tym stanowisku. Zwłaszcza, gdy owy jegomość pewnego razu po ukończonych zawodach zaczął narzekać, iż nie zdobyłem podczas nich żadnej pozycji… startując z pierwszego miejsca. No cóż, niektórym nie dogodzisz.

W trybie kariery obecność licencji Rajdowych Mistrzostw Świata przejawia się więc wyłącznie w logotypach nazw rajdów i imionach konkurencyjnych kierowców (którzy i tak nigdy nie pojawiają się na ekranie). Natomiast sama pętla rozgrywki zapewne spodoba się wszystkim fanom trybu kariery w F1. Ja znalazłem w niej głównie frustrację z przeklikiwania się przez kolejne zbędne menusy – ale nie czuję się targetem, więc nie narzekam. Dużo lepszą alternatywą był dla mnie tryb Championship. W nim wcielimy się w jedną ze współczesnych rajdowych gwiazd i weźmiemy udział w pełnym sezonie Mistrzostw Świata. Polecam tę opcję wszystkim tym, którzy nie czerpią przyjemności z zarządzania w grach wyścigowych.

Rajdowy relaks

Odnoszę wrażenie, że obecność licencji WRC paradoksalnie przyczyniła się bardziej do usunięcia obecnego wcześniej materiału, niż do implementacji nowych treści. W grze nie uświadczymy już chociażby zawodów z serii Hillclimb czy Rallycross. Te w poprzednich odsłonach dobre sprawdzały się jako chwila oddechu między kolejnymi oesami z pilotem. EA Sports WRC oferuje jedynie tzw. Regularity Rally – rajdy, w których zamiast ustanowić najlepszy czas, musimy przybyć na metę możliwie najbliżej czasu narzuconego odgórnie. Zamiast na zręczności, zawody te opierają się na umiejętności kontrolowania tempa i… opieraniu się potrzebie wciśnięcia gazu do dechy. W praktyce owe rajdy polegają bowiem na przejażdżce przez odcinek specjalny z prędkością 40 km/h, co jest dokładnie tak ekscytujące, na jakie brzmi.

Niskiej jakości klipy bez komentarza to jedyne źródło rajdowej wiedzy w trybie Moments.

Momenty srogiego zawodu

Największe oczekiwania miałem jednak wobec trybu Moments, który miał pozwolić graczom na własnej skórze przeżyć najsłynniejsze momenty w historii WRC. Niestety owa opcja zawiodła mnie do tego stopnia, iż kwestionowałbym nawet nazywanie jej “trybem”. To nic innego, jak comiesięczne wyzwania, w których musimy przejechać określony etap danym pojazdem. Dobór etapu i samochodu nawiązuje do legendarnego rajdowego wydarzenia… ale to w zasadzie wszystko. Część wyzwań posiada dodatkowe warunki (np. start ledwo zipiącym samochodem, lub nakaz przejazdu odcinka bez zniszczeń), lecz zazwyczaj to surowe “dojedź pierwszy, by wygrać złoty medal”.

Nie są to nawet wyzwania społecznościowe – zamiast konkurować z innymi graczami, ścigamy się wyłącznie z SI. Przed startem możemy opcjonalnie obejrzeć sobie tematyczny klip z rzeczywistymi nagraniami z danego przejazdu. Ten pozbawiony jest jednak narracji i trwa co najwyżej kilkanaście sekund. Wypada to leniwie nawet przy stosunkowo prostym DLC o historii Colina do DiRTa Rally 2.0. Nie mówię tu już nawet o trybie 50-lecia z WRC 10, w którym wygląd oesów zmieniał się w zależności od epoki. Po grze na licencji liczyłbym przynajmniej na wprowadzenie graczy do rajdowej historii. Jej kompletne zignorowanie uważam za niezwykle zmarnowany potencjał.

If in doubt go to school

Może i Codemasters byłoby słabym nauczycielem historii, jednak świetnie radzi sobie w lekcjach techniki jazdy. Obecna w grze rajdowa szkółka stanowi niezłą propozycję dla kadetów terenowego ścigania się. Na zajęciach poznamy choćby rozmaite sposoby pokonywania zakrętów, czy podstawy przenoszenia masy pojazdów między osiami. Ten krótki tutorial pozwoli płynnie wejść w świat rajdów nawet kompletnym laikom. Szkoda tylko, że nie pokuszono się tu o demonstracyjne nagrania wzorem nauki jazdy z Gran Turismo. W przeciwieństwie do produkcji Polyphony, tryb ten jest jednak w pełni opcjonalny, tak więc weterani mogą liczyć na usprawiedliwienie nieobecności.

Pan woźny po doktoracie

Problem w tym, że nie widzę powodu, aby doświadczeni gracze mieli w ogóle do produkcji podchodzić. Wszystkie samochody na start są odblokowane, więc za kółkiem naszych ulubieńców możemy zasiąść już w pierwszych minutach gry. Model jazdy, choć całkiem przyjemny, nie doskonali naszych umiejętności i stawia znikome wyzwanie. Brak społecznościowych zawodów oznacza, iż nie powalczymy z innymi graczami poza skleconym naprędce trybem multiplayer. Nasz progres uwidacznia więc jedynie postęp w przepustce sezonowej, którego nagrody mogłyby znaleźć się w wyścigowym szmateksie. Bardzo szybko odkryłem więc, iż WRC chyba zwyczajnie nie jest grą dla mnie.

Na koniec jestem zmuszony postawić minusa za brak polskiej wersji językowej. Gry rajdowe są ostatnim gatunkiem, w którym bariera językowa stanowiłaby kłopot, ale osobiście nie uznaję takiej wymówki. Po produkcji z rąk tak dużego wydawcy powinniśmy oczekiwać co najmniej polskich napisów. Zwłaszcza, że niektóre DiRTy potrafiły mieć nawet pilota władającego płynną polszczyzną.

Rajdy (nie) dla każdego

Porównywanie każdej trudnej gry do tytułów From Software stało się zmorą gamingowych recenzji. Ofiarą tego trendu padł również DiRT Rally, który w okolicach premiery określany był mianem “Dark Souls gier wyścigowych”. Jeśli podążymy dalej tym mocno naciąganym porównaniem, najnowsze WRC okaże się… Star Wars: Jedi Survivor.

Podobnie jak gra o machaniu świetlówką, produkcja Codemasters stanowi przystępną propozycję dla stawiających pierwsze kroki w tym dość wymagającym gatunku. Określa wyzwanie na tyle wyraźnie, aby nie zniechęcić nowych graczy. Jednocześnie nie karze za potknięcia tak surowo, jak bardziej wymagające tytuły. Niestety dla rajdowych weteranów pokonywanie mniej dotkliwych trudności dostarcza odpowiednio mniej satysfakcji. Nie możemy też zapomnieć o fatalnej optymalizacji i wyraźnych spadkach klatek, które dodatkowo zbliżają do siebie obie premiery Electronic Arts. Jednak w przeciwieństwie do oferującego niezłą fabułę gwiezdnego soulslike’a, gra Codemasters zaprzepaszcza wykupioną przez studio licencję. Doświadczeni gracze mogą przez to nie odnaleźć pretekstu do dalszej gry. Jeśli historyczne wyzwania nie dostarczają, model jazdy niczego nie uczy, a jedynym wyznacznikiem progresu są nowe rękawiczki z przepustki sezonowej… to czemu by nie wrócić do innych gier rajdowych?

Grę testowałem na PlayStation 5 korzystając z kierownicy Thrustmaster T150RS PRO. Klucz do gry otrzymaliśmy z uprzejmości wydawcy.

Plusy:

  • Przytłaczająca ilość lokacji i pojazdów
  • Świetnie poprowadzone nitki oesów i rekordowo długie odcinki
  • Możliwość zmiany pory roku na każdym odcinku specjalnym
  • Tryb rajdowej nauki jazdy przydatny dla nowicjuszy
  • Wyraźna poprawa zachowania samochodów na asfalcie
  • Odczuwalne różnice w prowadzeniu pojazdów po różnych nawierzchniach
  • Model jazdy przystosowany zarówno pod kierownicę, jak i na pada

Minusy

  • Częste spadki płynności i problemy graficzne
  • Ogólna niska jakość grafiki i wyprana z kolorów paleta barw
  • Rozczarowująco prosty kreator rajdówek
  • Niewykorzystany potencjał licencji WRC (głównie w trybie Moments)
  • Brak ograniczonych czasowo wyzwań społecznościowych
  • Brak polskiej wersji językowej
  • Niedobór zewnętrznych motywacji do dalszej gry

Ocena gry

65 km/h
5 1 głos
Oceń artykuł
Podziel się:
Avatar photo
Jarek Kucharski
Cyfrowy ścigacz od trzeciego roku życia. W trakcie licencjatowania filmoznawczości, z sercem po stronie gier. Wstydliwie kocham ścigałkowe fabułki. #TeamLeclerc
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments