Recenzje

Recenzja Moto Racer 3: Gold Edition

Ze wszystkich pojazdów uczestniczących w ruchu drogowym bez wątpienia największym źródłem ekstremalnych doznań są motocykle. To poczucie prędkości, ryzykowna jazda, świszczące powietrze… Jeśli zawsze marzyłeś o podobnych przeżyciach, a nie stać cię na własny jednoślad lub po prostu nie zamierzasz podzielić losu wielu motocyklistów-szaleńców i skończyć jako dawca organów, nie łam się – zawsze pozostaje ci twój pecet i gry nań przeznaczone.

Jedną z nich jest Moto Racer 3, leciwa produkcja studia Delphine Software, która niedawno trafiła do Polski w odświeżonej, oznaczonej zgrabnym dopiskiem „Gold Edition”, wersji. Czy warto wydać na nią prawie sześćdziesiąt złotych, które życzy sobie rodzimy wydawca?

Na asfalcie, żwirze i w przestworzach

Głównym atutem tytułu, odróżniającym go od licznej konkurencji, jest mnogość trybów zabawy. Tutaj, prócz typowego i wszędzie spotykanego Moto Grand Prix, znajdziemy również aż 4 inne dyscypliny!
Pierwszą z nich jest traffic, pozwalający na rywalizację z jednym oponentem na zatłoczonych ulicach metropolii. Nie skłamię znacznie jeśli powiem, że dla większości graczy – nie wyłączając mnie – jest to najbardziej ekscytujący, ale także najtrudniejszy element MR3. Nawet jeśli siedzimy przed monitorem, a nie za prawdziwą kierownicą, szalony slalom między pojazdami nieobliczalnych współużytkowników ulic należy do niezapomnianych przeżyć.
Kolejnymi trybami spotykanymi w grze są motocross oraz supercross – wyścigi po błotnistych, zakręconych i powyginanych nie gorzej niż rollercoaster szlakach wyznaczonych na specjalnie przygotowanych stadionach lub też po prostu pod gołym niebem. Ta konkurencja, przygotowana niemniej solidnie od pozostałych, powinna zadowolić fanów spokojniejszej jazdy i uczenia się trasy na pamięć.
Kolejną pozycją na liście jest freestyle – bez dwóch zdań najbardziej efektowna część całej zabawy. Pozwala ona wziąć udział w czymś na wzór emitowanego od czasu do czasu na Polsacie Red Bull X-Fighters i zamienić się w akrobatę na dwóch kółkach. Dzięki intuicyjnemu sterowaniu skakanie i latanie jest bardzo przyjemne, a paleta tricków do wykonania całkiem szeroka.
Ostatnią dyscypliną dostępną w trzeciej odsłonie Moto Racer jest trial, polegający na pokonywaniu naszym dwukołowcem stalowych konstrukcji, składających się na krótkie, acz wąskie i pokrzywione trasy. Z prozaicznego powodu nie zainteresuje on jednak zbyt licznej rzeszy graczy – wymaga bowiem cierpliwości i aptekarskiej precyzji, a to raczej wśród ludzi sięgających po tytuły pokroju MR3 cechy recesywne.

Szybki koniec szybkiej jazdy

W grze naszym głównym celem jest zdobywanie punktów poprzez zajmowanie miejsc na podium w poszczególnych wyścigach. Za te z kolei wykupujemy w specjalnym sklepiku dostęp do nowych tras, na których także wygrywamy i tak w kółko, aż do odblokowania wszystkich torów (a to – patrz następny akapit – następuje nadspodziewanie szybko). Później pozostaje nam już nudne wykręcanie coraz to lepszych czasów na dawno wyuczonych na pamięć trasach lub – co brzmi już dużo ciekawiej – rywalizacja z żywymi przeciwnikami przez sieć lokalną lub internet. Ostrzegam jednak lojalnie, że jeśli zdecydujesz się na drugą opcję, będziesz musiał umówić się ze znajomymi i przyjaciółmi na wspólną zabawę, gdyż znalezienie przypadkowych graczy, gotowych podjąć twoje wyzwanie, do łatwych zadań nie należy.

Tu i tam na tym i tamtym

Wspomniałem już o ilości lokacji dostępnych w grze, więc warto tę myśl rozwinąć. Nie jest ich zbyt wiele – zaledwie 18, ale za to jakich! Mamy tu między innymi znany tor Suzuka w Japonii, jak zawsze zatłoczone ulice Paryża (z widokiem na Wieżę Eiffla), arenę w Barcelonie oraz chlubę całej Francji – stadion Saint-Denis.
Nieco gorzej wypada wybór głównych bohaterów tejże gry – motocykli. Na pierwszy rzut oka liczba dostępnych ścigaczy wygląda imponująco – mamy tu bowiem kilkadziesiąt różnych maszyn, podzielonych na 5 typów (każdy odpowiada jednemu trybowi gry). Po chwili jednak okazuje się, że to tylko pozór – w większości przypadków różnice pomiędzy poszczególnymi modelami ograniczają się do modyfikacji wizualnych (zmiana koloru, nalepek sponsorów etc.). Przez to decyzja o tym, którym z jednośladów wyruszymy na trasę nie ma większego znaczenia – wszystkimi jeździ się prawie identycznie.

Szybko i beztrosko mknę, fizyka nie obchodzi mnie…

Na deser zostawiłem sobie najważniejszy element recenzowanej produkcji i zarazem główny czynnik oceny końcowej – sam wyścig. Trzeba autorom oddać, iż śmiganie w ich grze – czy to na asfalcie, czy to na błotnistej nawierzchni – daje graczowi nadspodziewanie dużo przyjemności. Nie trzeba wielu godzin praktyki, by opanować sterowanie, dzięki czemu Moto Racer 3 będzie w sam raz zarówno na kilkugodzinną wieczorną sesję, jak i na pięciominutowy relaks po powrocie z pracy czy szkoły. Jednak cena, jaką twórcy zapłacili za maksymalnie dużą satysfakcję czerpaną z jazdy, jest dla mnie nie do przyjęcia – świat, po którym poruszamy się w grze, wyzbył się doszczętnie wszystkich panujących na Ziemi praw fizyki, no może poza grawitacją! Jak bowiem powinna się zachować pędząca z prędkością 200 km/h kupa żelastwa po uderzeniu w metalową barierkę bądź w betonowy murek? Zgnieść sobie cały przód i nie być zdolną do dalszej jazdy? „Wyrzucić”, zgodnie z prawem bezwładności, kierowcę w kierunku poruszania się? Nic z tych rzeczy! Tu, w przypadku podobnej stłuczki, motocykl odbija się od przeszkody niczym piłka od ściany, tracąc przy tym tylko nieco prędkości. Zresztą w ogóle system kolizji zaimplementowany w MR3 leży, kwiczy i przebiera nóżkami. Nie wspomnę już nawet o przystającym chyba tylko motorkom-zabawkom modelu jazdy i niespotykanych już w grach datowanych na XXI wiek – zaś tu występujących nagminnie – „niewidzialnych ścianach” ograniczających tor.

Podróż w czasie?

Oprawa wizualna, jak na tytuł z kilkuletnim stażem przystało, prezentuje się ohydnie. O ile same motocykle wykonano starannie i dość szczegółowo, o tyle już trasa i jej otoczenie woła o pomstę o nieba. Świat tu przedstawiony obfituje w kanciaste bryły oraz brzydkie tekstury w niskiej – jak na dzisiejsze standardy – rozdzielczości. Szczególne mdłości wywołała u mnie publiczność zgromadzona wokół tras, stworzona z dwuwymiarowych tekstur wyciętych z prawdziwych fotografii. Wygląda to jeśli nie szkaradnie, to przynajmniej komicznie. Jednak na dobrą sprawę trudno ganić za to autorów – po prostu tak kiedyś robiło się gry…

Za drogi bilet!

Reasumując: Moto Racer 3: Gold Edition to solidna produkcja, naznaczona jednak pazurem czasu. Zwłaszcza że wady – przede wszystkim brak realizmu i niedzisiejsza oprawa – uderzają gracza mocno po oczach już przy pierwszym kontakcie i skutecznie odpychają od monitora. Dlatego też cena (60 polskich złotych bez 10 groszy – akurat na pudełko zapałek zostanie), która w dniu premiery byłaby nawet atrakcyjna, dziś jest już zbyt wysoka. Zwłaszcza że różnice pomiędzy złotą edycją a wersją podstawową są raczej drugorzędne – ot, trzy nowe trasy i kilka dodatkowych ścigaczy. Jednym słowem, jeśli cena spadnie do 20-30 złotych, warto chociażby z pobudek kolekcjonerskich w pozycję tę się zaopatrzyć. Póki co – tylko dla wygłodniałych fanów dwóch kółek.

P.S Zarówno na pudełku z grą, jak i na jej oficjalnej polskiej witrynie widnieje informacja, jakoby – cytuję – Moto Racer, wzór dla gier poświęconych motocyklom, powracał po 3 latach. O ile kwestia wzoru dla wymienionych gier podlega dyskusji, o tyle drugi człon owego hasła reklamowego jest wierutną bzdurą. MR 3 po raz pierwszy trafił do sprzedaży na przełomie 2001 i 2002 roku, czyli prawie 5 lat temu!


Moto Racer 3: Gold Edition


Deadline Games

IQ Publishing


P3 600 MHz, 128MB RAM, akcelerator 32MB


różnorodne tryby


przyjemna jazda


kilka dodatków w stosunku do podstawowej wersji


brak realizmu


przedpotopowa oprawa


wygórowana cena

Ocena: 60 km/h

3 1 głos
Oceń artykuł
Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments