Zastanawialiście się kiedyś, jak zdobyć brakujące 50 tys. dolarów na wymarzone nowe Porsche? Zapewne każdy z Was miał kiedyś podobny problem, którego standardowym rozwiązaniem jest dalsze startowanie w wyścigach (metodą: „jeżdzić do usranej śmierci, aż się kasa uzbiera”). Ale jeśli akurat macie przed sobą trudny wyścig i właśnie do niego potrzebujecie nowej bryczki, a nie chcecie korzystać z trainerów itp.? Istnieje jedna całkowicie niezawodna metoda, która jest jednocześnie dowodem na stopień rozbudowania tej symulacji.
A mianowicie możemy się wcielić w rolę warsztatu samochodowego i autosalonu w jednym. Na czym to polega? To bardzo proste – postaram się tutaj wymienić podstawowe zasady „Zarabiania milionów dolarów w weekend” 🙂
Ogólnie mówiąc, przekręt polega na kupowaniu używanych samochodów, ich naprawianiu, a następnie odsprzedawaniu z zyskiem. Oto, co należy zrobić, aby podczas tego „procederu” zarobić jak najwięcej, bo stracić jest bardzo trudno:
1. Przede wszystkim najbardziej opłaca się handel samochodami drogimi. O ile przy takich autkach jak zwykłe 356 narzut rzędu 10 tys. to absurd, o tyle prze modelach typu „Moby Dick” czy 911 GT1 przbicie wartości pojazdu o 100 tys. może być całkiem realne. Ogólnie cena zakupu samochodu nie powinna być niższa od 150 tys., a im auto droższe, tym lepiej. Na przebieg i stan techniczny nie musisz zwracać uwagi. Oprócz wspomnianych modeli łatwo można też zarobić na modelach 550 i Carrera RS (jeśli akurat masz mniej gotówki do zainwestowania).
2. Po zakupie samochodu jedyne co musisz zrobić to jego całkowite naprawienie (wszystkie elementy na 100) i sprzedanie. Jeśli będziesz kombinował ze wzbogacaniem pojazdu w dodatkowe tuningowe bajery, możesz tylko stracić. Jak chcesz być oryginalny, możesz autko przemalować, ale po pierwsze nic Ci to nie da, a po drugie stracisz tylko czas 🙂
3. Cena – po naprawieniu samochodu jego wartość już z miejsca jest wyższa od kwoty, jaką wydaliśmy na samochód i jego naprawę. Więc sprzedając bryczkę za tą kwotę już możemy zarobić trochę grosza, bo w tym przypadku na 100% znajdzie się kupiec. Jednak znacznie lepiej jest dodać do ceny kilka tysięcy dolarów, na przykład zaokrąglając. A ile dodać – to zależy od samochodu. Warto eksperymentować, nie ma nic do stracenia.
Jeśli będziecie wykonywali wszystko tak jak w skrócie napisałem, bardzo szybko dorobicie się pokaźnych sumek pieniędzy. Ja skończyłem się w to „bawić” po przekroczeniu 150 mln. dolców, czyli w momencie kiedy zakup nowiutkiego GT1 z salonu jest jak kupienie gumy do żucia w kiosku :> Jakie są wady tej metody? Jest jedna, poważna – nuda. W końcu ile razy można wykonywać tą samą czynność kupowania, naprawiania i sprzedawania? Dlatego powinno się to raczej traktować jako sposób na uzupełnienie wyścigowego budżetu, a nie jako sposób na grę – w końcu NFS to wyścigi!