Hit od Amazonu The Grand Tour Game trafił na konsole. Teraz nie tylko do obejrzenia, ale także i… zagrania. Szybka akcja, świetne światowej sławy show i zaskakująca rozgrywka nieprzerwana nawet sekundą ekranu ładowania to największe atuty tej produkcji. Ale czy po pierwszych wrażeniach mogę tylko słodzić? Niestety nie, choć jest i tak lepiej niż się spodziewałem.
Gdyby ktoś mi powiedział, że The Grand Tour Game jest grą zleconą studiu Telltale Games (R.I.P.) pewnie bym uwierzył. Mamy tu wszystko co dobre i złe w tego typu tytułach. Poniekąd świetną „historię”, która w tym przypadku jest umiejętną sprzedażą tego samego w nowym opakowaniu, doskonałe łączenie serialu z rozrywką, mało zmieniające wybory, zerowe skupienie się na technologii gry i stronę wizualną nie wychodząca ponad przeciętność. Jednocześnie produkcja jest wysoce przystępna i przyjemna w odbiorze.
Na 3 dni po premierze do wyboru mamy najważniejszy tryb single, który prowadzi nas przez trzy dwunasto-odcinkowe sezony The Grand Tour, z których obecnie jest dostępne po jednym dla każdego sezonu. Ponadto mamy multi do grania razem z towarzyszem na jednej kanapie, rekordy i niezbyt obszerne ustawienia.
W samej kampanii każdy z odcinków ma około 20 – 30 minut dzieląc to średnio na połowę oglądania show, a połowę rozgrywki, która różni się zależnie od danego odcinka. Mamy okazję ścigać się po torze, po prostej lotniska i krętych górach, miastach, jechać do celu w jak najkrótszym czasie, driftować, zbierać punkty oraz robić wszystko to co widzieliśmy w ostatnich sezonach TGT.
Trzymanie maszyn w ryzach padem jest zrealizowane umiarkowanie dobrze, mając najbliżej do modelu jazdy znanego z ostatnich trzech części Need For Speed’a. Prowadzenie jest bardzo zręcznościowe, łatwe do „załapania”, ciężkie w opanowaniu przy dużych prędkościach i mające gdzieś powszechne prawa fizyki. Pasuje to do tonu zabawy, jednak srogim kłamstwem ze strony producentów był fakt chwalenia się wykorzystaniem fizyki z rFactora -> LINK. Jest to po prostu nietaktem, niepotrzebnym łgarstwem oraz niemiłym wprowadzeniem wielu ludzi w błąd.
Sama gra chodzi bardzo poprawnie nie gubiąc klatek i trzymając się 60fps, nawet na podstawowej wersji konsoli Xbox, co zostało obkupione nieostrym obrazem renderowanym poniżej natywnej rozdzielczości Full HD. W pewnych momentach silnik produkcji ukazuje naprawdę piękne krajobrazy dzięki dalekiemu rysowaniu obiektów. Poza tym oprawa jest schludna i dostosowana oświetlaniem, cieniowaniem czy też kolorami do łączonych z nią scen serialu, jednak nie dorównująca ostatnim wyścigowym hitom konsolowym.
The Grand Tour Game nie razi bugami wynikającymi z wad wieku dziecięcego i nie ma żadnych rażących niedoróbek, choć „wysypała” mi się raz do menu głównego. Poza tym nie uświadczyłem błędów psujących zabawę.
Najbardziej nierówne jest udźwiękowienie. Poszczególne samochody brzmią rasowo, a inne jak odkurzacze podłączone do zbyt niskiego napięcia. Dźwięki uderzeń przypominają odbicie balona głową, a wjazd na piasek to szuranie mikrofonem o prześcieradło. Ale nie zwracamy na to aż tak uwagi przez ilość – doskonałej akcji!
Samo łączenie akcji serialu z jazdą, okrzykami Jamesa, wklejonymi uwagami Jeremiego i trafnymi komentarzami Richarda sprawiają, że gra, mimo że prosta i typowo „na raz” to jednak wciąga i chce się przechodzić jeszcze jeden i jeszcze jeden odcinek. Na razie nie próbowałem multi, ale widać, że tryby są pod niego skrojone, co nieco wydłuży żywot produkcji.
Obecnie czekamy na wyjście większej ilości odcinków. Wtedy to będę mógł opisać pełne wrażenia z rozgrywki, ale jak na razie biorąc pod uwagę niską cenę niecałych 60 złotych i stosunkowe dopracowanie produkcji pod względem technicznym, jestem nawet mile zaskoczony. Jeżeli jesteście fanem wielkiej trójki dziennikarzy motoryzacyjnych lub chcecie sprawić prezent synowi/młodszemu rodzeństwu, to myślę że nie będą to źle wydane pieniądze 😉