Motogry Recenzje

Recenzja Expeditions: A MudRunner Game. Zjazd poza wyznaczony szlak

Seria MudRunner, a jeszcze wcześniej Spintires, stworzyły swego rodzaju nowy podgatunek gier motoryzacyjnych. Można je krótko podsumować mianem Euro/American Truck Simulatora na bezdrożach. Co najważniejsze, koncept działa i zyskał sobie grono fanów. Sam wciągnąłem się mocno w Snowrunner, a jeszcze wcześniej zagrywałem się w poprzednie odsłony. Co zatem się stanie, kiedy z gry wytniemy transport towarów i „podamy” to graczom? Zapraszam do recenzji.

Wyboisty początek

Gra wita nas samouczkiem w postaci 5 prostych misji. Pokazują one mechaniki gry i rodzaje misji, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć. Tutaj też objawia się pierwsza wada najnowszej produkcji w uniwersum MudRunnera – misje są bardzo powtarzalne. Kiedy przejdziemy samouczek, widzieliśmy niemal wszystko i kolejne misje będą miały bardzo podobną konstrukcję. Różnice pojawią się w ramach postępu, kiedy to dystans do przebycia rośnie.

Gracze poprzedniczek, szczególnie Snowrunnera odnajdą się tutaj bez trudu. Mechanicznie gra nie różni się zbyt wiele. Przyzwyczaić się trzeba będzie z kolei do nowego sterowania. Jest to na pewno dobra zmiana, lecz niestety pamięć mięśniowa często brała górę w moim przypadku.

Wyruszamy w dzicz

Zacznijmy od największej zmiany względem Snowrunner. O ile tam, startowaliśmy z garażu na mapie i mozolnie „czyściliśmy” ją z misji i pytajników, tak tutaj wyruszamy na tytułowe ekspedycje. Na mapie nie znajdziemy już garażu, a jedynie małe obozy. Nie pełnią one jednak tej samej funkcji, nie możemy dowolnie brać z nich pojazdów, a zasoby są ograniczone. Na premierę, w ręce graczy oddano łącznie 79 misji w dwóch regionach. Oprócz tego dostępny jest również tryb Free Roam, w którym będziemy „czyścić” mapę z małych misji pobocznych. Niejednokrotnie odblokowują one ulepszenia, czy też nowe pojazdy do kupienia. Podobnie jak w Snowrunnerze, każdy region podzielony jest na kilka map. Co ważne, cofnąć do obozu możemy się tylko na aktualnej mapie. Jeżeli więc nie odblokowaliśmy jeszcze obozu na nowej mapie w regionie i z jakiegokolwiek powodu musielibyśmy cofnąć pojazd, najczęściej oznacza to rozpoczęcie misji od nowa.

Dzień świstaka na bezdrożach

Misje są powtarzalne, ale co tutaj w zasadzie się robi? Cóż, na pewno nie będziemy już ciągnąć setek ton ładunku przez pustkowia. Do czynienia mamy z dwoma rodzajami misji, które po głębszym zastanowieniu wiele się nie różnią.

Pierwszy rodzaj, przystosowany raczej do pojazdów zwiadowczych, polega na jeździe z punktu A do B, aby „pobawić się” w krótkiej minigierce. A to skanować będziemy rzekę, a to robić zdjęcia. Wszystko to w irytujących QTE. Niejednokrotnie zastanawiałem się, co ja w zasadzie mam zrobić. Okraszone jest to oczywiście tłem fabularnym, które, zakładam, niewiele osób będzie obchodzić i stanowiącym jedynie wypełniacz menu przygotowania do misji. Często po drodze przyjdzie nam również polatać dronem, aby odkryć nieco obszaru. Równie irytujące i nudne co wspomniane wcześniej QTE.

Drugim rodzajem wypraw są te, w których musimy użyć nieco cięższego sprzętu i znów przejechać z punktu A do B, tym razem wioząc ze sobą nieco ładunku, jak na przykład stacja pogodowa, czy sprzęt do badania jakości wody. W praktyce zatem misje są niemal identyczne, z niewiele różniącym się efektem końcowym.

Różni się jednak przygotowanie do wyprawy. Na ekspedycję możemy wziąć ze sobą maksymalnie 4 pojazdy. Kluczowe okazuje się planowanie ekwipunku. Warto wziąć ze sobą paliwo, czy części zapasowe, gdyż nie jest już łatwo dowieźć je innym samochodem, czy też szybko cofnąć do garażu.

O ile po samouczku byłem sceptycznie nastawiony, tak…. po czasie zacząłem rozumieć pomysł twórców na grę. Produkcja stawia na poczucie odosobnienia i konieczności dokładnego przemyślenia, co potencjalnie będzie nam potrzebnie i robi to bardzo dobrze.

Za górami, za lasami

Na start mamy do dyspozycji dwa regiony Karpaty i Arizonę. Trzeba powiedzieć jasno – mapy zaprojektowane są świetnie! Tworzone były z zupełnie inną myślą niż te w Snowrunnerze, co jest oczywiste, patrząc na strukturę rozgrywki. Nie znajdziemy tutaj już ani metra asfaltu. Sami wytyczamy sobie szlak i przedzieramy przez lasy i góry. Rozgrywka jest znacznie bardziej „pionowa”. Jako że raczej nie prowadzimy już potężnych ciężarówek, twórcy mogli pozwolić sobie na duże zmiany wysokości. Zwiedzając kolejne kilometry bezdroży zrozumiałem, co tak naprawdę jest siłą Expeditions. Misje są tylko dodatkiem, lecz to jak relaksujące i satysfakcjonujące jest przedzieranie się przez busz stanowi o ogromnym potencjale tej produkcji.

Trudniej, ale łatwiej

Kiedy już o mapach mowa, nie sposób przejść obojętnie koło ulepszonej fizyki. O ile samo odczucie z prowadzenia pojazdów nie różni się wiele od Snowrunnera w mojej opinii, tak diabłeł tkwi w szczegółach. Przedzieranie się przez błoto i kamienie stało się znacznie przyjemniejsze. Nie jesteśmy już zatrzymywani bez wyraźnego powodu, dzięki czemu brnięcie przez kolejne przeszkody nie jest taką udręką, jak w poprzednich odsłonach. Przez ponad 10 godzin rozgrywki udało mi się poważnie zakopać raz. Zadanie ułatwiają także gadżety, takie jak kotwica, czy też specjaliści. Ci dają nam perki do zasobów, czy gadżetów właśnie. Część z nich jednak jest nieco przesadzona. Przykładowo, specjalista Hydrolog, zmniejsza nam uszkodzenia zadawane przez wodę o 100%, co w praktyce czyni pojazd niemal łodzią podwodną.

Jest łatwiej, co nie oznacza jednak, że możemy jechać przed siebie bez refleksji. Wspomniane już wcześniej mechaniki skutecznie utrzymują wysoki poziom trudności, przez co zdecydowanie gra nie przypadnie do gustu wszystkim. Nie mniej, z samej jazdy wyciąga się dużo więcej przyjemności i prawdopodobnie o to chodziło twórcom. Niczym nieskrępowane poczucie wolności i satysfakcja z pokonywania kolejnych metrów, rozkoszując się przy tym naturą. W takim wypadku, cel przestaje być na pierwszym planie.

Słowo o pojazdach

W dniu premiery, w grze znaleźć można 20 pojazdów. Nie są to jednak nowości, gdyż aż 17 z nich było dostępnych w Snowrunnerze. Czy to źle? Cóż, nie uważam to za dużą wadę. Co jednak mi się nie podoba, to nowy styl samochodów. Nieco komicznie wyglądają nowoczesne dodatki rodem z samochodów prototypowych, doczepione do samochodów inspirowanych Sowiecką myślą techniczną. Podobny styl utrzymany jest również w pozostałych elementach otoczenia, jak obozy, czy kładki.

Warstwa audio-wideo

Gra prezentuje bardzo wysoki poziom graficzny. Pojazdy i otoczenie są szczegółowe i nie pozostawiają nic do życzenia. Detale flory cieszą oko i niejednokrotnie zatrzymywałem się na moment, aby docenić widok.

Udźwiękowienie również stoi na wysokim poziomie. Podobnie jak w Snowrunnerze, pojazdy brzmią wyraziście, słyszalne są również detale jak skrzynia biegów. Zmianą z kolei jest muzyka w tle, która mocno przypadła mi do gustu. Są to głównie kawałki rockowe, przywodzące mi na myśl serię 18 Wheels of Steel. Zazwyczaj wyłączam muzykę w grach, tutaj jednak dobór ścieżki dźwiękowej dobrze komponował się z rozgrywką.

Tryb kooperacji i słowo o błędach

Zgodnie z obietnicą twórców, tryb kooperacji zawita do produkcji jeszcze w tym roku. Szkoda, że nie mogę zrecenzować go teraz, gdyż w Snowrunnerze był on problematyczny. Częste rozłączanie sesji, czy problemy z tankowaniem były na porządku dziennym. Mam nadzieję, że deweloperom uda się zaadresować te błędy.

Kamień przebył ze mną sporo kilometrów, a przy okazji napsuł sporo krwi…

Kiedy już o nich mowa, nie napotkałem zbyt wiele problemów w Expeditions. Większość z nich dotyczyła wersji gry przed premierą, a więc jeszcze przed premierową łatką. Poza tym natknąłem się na kamień, który trwale przykleił się do mojej ciężarówki. Musiałem zatem ciągnąć go ze sobą, co utrudniało poruszanie. Jedyną opcją pozbycia się go, byłoby cofnięcie pojazdu do garażu, czyli efektywnie rozpoczęcie misji od nowa. Nie mniej, gra jest w dobrej kondycji technicznej.

Idealne połączenie

Mawiają, że nie ma idealnych rzeczy. Kiedy jednak połączylibyśmy najlepsze elementy Snowrunnera z Expeditions, otrzymalibyśmy produkcję bliską ideału. Grą taką ma szansę się stać następca Snowrunnera. Czy warto wybrać się na ekspedycję? Nie wiem. Z jednej strony zdecydowanie warto zapoznać się z nowymi mapami i poprawioną fizyką. Z drugiej, taka struktura misji i rozgrywki może nie przypaść do gustu, szczególnie zatwardziałym fanom Snowrunnera. Odpowiedzieć trzeba sobie zatem na pytanie, czy zależy nam na transporcie towarów, czy może na samej przyjemności z jazdy.

Plusy:

  • poprawiona fizyka
  • świetne mapy
  • gadżety i specjaliści
  • aspekt przygotowania do wyprawy
  • muzyka

Minusy:

  • bardzo powtarzalne misje
  • nowa stylistyka pojazdów i dodatków
  • irytujące minigierki

Testowano na: AMD Ryzen 9 5900X, NVIDIA GeForce RTX 2070, 32GB RAM

Grę do recenzji otrzymaliśmy z uprzejmości wydawcy.

Ocena gry

70 km/h
5 2 głosy
Oceń artykuł
Podziel się:
Avatar photo
Michał Pochopień
Fan motorsportu zarówno prawdziwego, jak i wirtualnego, śledzący prawdopodobnie wszystkie możliwe serie wyścigowe na świecie - w tym, jako jedna z 3 osób w Polsce oglądam NASCAR ;)
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments