Ehhh… gry na licencji. Zdarzą się prawdzie białe kruki, zdarzają się i totalne klapy. Zazwyczaj jednak otrzymujemy produkt gdzieś pomiędzy. Jak już po tytule można się domyślić, nie zastaniemy w najnowszej odsłonie F1 rewolucji. Czy będzie tam, chociaż jakakolwiek ewolucja? Zapraszam do lektury.
Definicja nijakości
Już we wrażeniach po ograniu wczesnej wersji F1 22 wspominałem, że model jazdy jest zdecydowanie simcadem. Grę ogrywałem na kierownicy i force feedback w zasadzie nie istnieje. Trudno tutaj szukać jakichkolwiek szczegółów w przekazywanych siłach na kierownicę. Jestem w stanie oczywiście dużo wybaczyć, z uwagi na gatunek właśnie, lecz w czasie po prostu nie czuć przedniej osi. Nie mam pojęcia kiedy bolid traci przyczepność, kiedy ją odzyskuje. Lepiej jest z nadsterownością, tutaj jednak miałem wrażenie, jakby gra zbyt późno przekazywała mi te informacje do rąk. Opór na kierownicy jest jednostajny i próbuje udawać, że tak jest ok…
Udaje również, że jazda bolidem jest czymś nadludzko trudnym. Już prawdziwi kierowcy F1 wspominali, że jazda w grze bez kontroli trakcji nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jest po prostu zbyt trudna! Przekonać możemy się o tym, chociażby w iRacing, gdzie niedawno dodano bolid Mercedesa z zeszłego sezonu. Oczywiście, mamy tam do dyspozycji jedynie wspomagacze, w które oryginał jest wyposażony. Kontroli trakcji zatem nie uświadczymy. Efekt? Nie spinujemy po nawet najmniejszym użyciu gazu, a większość graczy chwali samochód za łatwość prowadzenia.
Wracając jednak do F1 22 – żeby była jasność – nie oczekuję od tej gry symulacji. Nie z takim podejściem była tworzona i jest to zrozumiałe. Można jednak zrobić to lepiej. Tym bardziej, że oficjalne esportowe zawody wspiera Fanatec (!), a force feedback jest po prostu śmieszny w porównaniu do potencjału sprzętu tej firmy. Sama jazda potrafi nawet sprawić nieco satysfakcji, ale ten brak kolorytu bardzo brutalnie sprowadza gracza na ziemię.
Po co?
No właśnie, po co do gry wprowadzono super samochody? Gdyby one jeszcze były zrobione dobrze. Nie dość, że prowadzą się okropnie, to jeszcze pozostawiają nieco do życzenia jeżeli chodzi o ich wykonanie. W zakrętach zachowują się niezwykle ociężale, a skręcanie przypomina jazdę starym Jelczem bez wspomagania. Model jazdy został stworzony tylko w jednym celu – mają przyjemnie latać bokiem. Fakt, drift jest przyjemny i bardzo łatwy. Do kompletu z super carami, wprowadzono wyzwania z nimi powiązane. Są to przejazdy na czas, utrzymywanie jak największej prędkości w sektorze, czy właśnie wspomniany już drift. O dziwno, wyzwań jest naprawdę dużo. Możemy przejść do nich bezpośrednio z poziomu menu, lub jako poboczna aktywność w karierze. Wciąż jednak nie rozumiem eksponowania tak słabego elementu rozgrywki i to jeszcze w grze o, bądź co bądź, innej tematyce.
Kariera
Ponarzekaliśmy trochę, to teraz jeden z lepszych elementów serii F1. Kariera wykonania jest świetnie i wciąż wyznacza kierunek dla podobnych gier. Każdy weekend Grand Prix wypełniony jest aktywnościami i wstawkami filmowymi. Czujemy, że naprawdę uczestniczymy w całym show. Treningi spędzamy na wykonywaniu celów, za które dostajemy punkty do rozwoju bolidu. Te wydajemy, zlecając inżynierom kolejne poprawki do naszego samochodu. Oczywiście, musimy czekać na zaprojektowanie i dostarczenie części nawet kilka tygodni. Możemy zaryzykować i przyspieszyć ten czas, kosztem potencjalnej awarii.
Samą karierę możemy rozpocząć od zespołu z końca stawki, czy też od razu wskoczyć do topowej maszyny. Nowością w tej odsłonie jest możliwość wyboru budżetu w trybie My Team. Świetny pomysł, który szczególnie przypadnie do gustu graczom, regularnie grającym w F1 co roku. Nie będą oni zmuszeni przeżywać Dnia Świstaka i zawsze rozpoczynać zabawy od zera.
Struktura weekendu oczywiście pokrywa się z tą realną F1. W miarę potrzeby możemy rozgrywać absolutnie wszystkie sesje na torze, lub też skrócić zabawę przejeżdżając jedynie kwalifikacje i wyścig.
Słowo o botach
Kiedy już wspomnieliśmy o wyścigach, wypada jeszcze mieć się z kim ścigać. Należy tutaj pochwalić twórców, bo sztuczna inteligencja stoi na bardzo dobrym poziomie. Możemy precyzyjnie określić ich trudność, aby dostosować ją do naszych umiejętności. Komputerowi przeciwnicy potrafią skutecznie wyprzedzać, bronić się i walczyć między sobą. Zdecydowanie jedna z najlepszych AI w grach wyścigowych. Cieszy tym bardziej, że nie psuje kariery, a wręcz przeciwnie – dodaje jej kolorytu. Oczywiście, zdarzały jej się dziwne akcje, czy dive bomby. Jest to w końcu tylko komputer. Nie mniej, nie psuło to odbioru całości i jazda sprawiała przyjemność.
Na ekranie
Gra stoi na wysokim poziomie graficznym. Już od kilku lat Codemasters przyzwyczaiło nas do pewnego standardu i konsekwentnie się go trzyma. Tory, jak i samochody wyglądają bardzo dobrze. Otoczenie torów mogłoby prezentować się lepiej, lecz w tego typu grze nie robi to aż takiej różnicy.
Gra i buczy
Warstwa audio nie pozostawia nic do życzenia. Samochody brzmią świetnie i szczegółowo. Świetnie oddano dźwięk V6-stek z drobnymi smaczkami tu i ówdzie. Szczególnie do gustu przypadła mi też muzyka. Towarzyszy nam głównie w menu i dodaje świetnego klimatu całości. Wpływ na to miało głównie EA, gdyż to z ich katalogu “nutki” trafiły do gry.
F1 Life
No i dotarliśmy, do jakże hucznie zapowiadanej nowości. Co to właściwie jest? F1 Life stanowi swego rodzaju hub do rozgrywek online. W praktyce jest to dom naszego wirtualnego awatara-kierowcy, którym ścigamy się online. Tak, dobrze przeczytaliście – dom. W najnowszej odsłonie F1, niczym w simsach, dekorujemy swoje cztery ściany. Eksponujemy tam swoje puchary, czy też wspomniane już super samochody. Każdy z graczy online może nas odwiedzić i podziwiać czego dokonaliśmy. Dodatkowe elementy pozwalające na personalizację, zakupimy za zdobywane w grze punkty. Wiadomo jednak do czego to prowadzi – zapewne ujrzymy tutaj mikrotransakcje.
Nie będę owijał w bawełnę – nie podoba mi się to. Czas spędzony na tworzeniu wyścigowych simsów i super samochodów śmiało można było przeznaczyć na ulepszenie największych bolączek. Wiem, że jest to próba uderzenie w nowy rynek i sprzedania gry wszystkim, nawet nie do końca zajaranym F1. Do mnie, to całkowicie nie trafia. Kłóci mi się to też nieco z całą otoczką esportowej gry, którą to tak Liberty Media i Codemasters próbuje sprzedawać.
Jeszcze o torach słów kilka…
Z całym obrazkiem, który nam się tutaj maluje, kłóci mi się jeszcze jedna rzecz – tory. Jakim cudem, przez te wszystkie lata, nie dodano do gry jeszcze laserowo skanowanych torów? Tak tak, wiem że Paul Ricard i tor w Melbourne zostały już zeskanowane. Trudno przeboleć jednak, że jadę po tak historycznym obiekcie jak choćby Spa i… nie czuję jakbym po nim jechał. Nie zgadza się elewacja, szerokość toru, czy też umiejscowienie band. Miejmy nadzieję, że wraz z przejęciem Codemasters przez EA, kolejne tory będą skanowane i dodawane do gry. Oficjalnej grze Królowej Sportów Motorowych (!) po prostu nie przystoi takie traktowanie sprawy po macoszemu.
No i co z tego wyszło?
Krótko mówiąc – to co zwykle. Jak to mówią, niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Świetna kariera, która opiera się o tak słaby fundament, jakim jest model jazdy. Na domiar złego tory, których nie jestem w stanie wybaczyć. Gracze, który dobrze się bawili w poprzednich odsłonach, śmiało mogą kupić i tegoroczny produkt. Oddanym kibicom F1 radziłbym się jednak dwa razy zastanowić. Gra może się podobać tylko, jeżeli jesteście w stanie przymknąć oko na pewne rzeczy. Miejmy nadzieję, że EA poprawi markę i kolejne odsłony będą już tylko lepsze.
Plusy
- świetna kariera
- AI przeciwników
- oprawa audio-wizualna
Minusy
- force feedback, a w zasadzie jego brak
- większość torów nieskanowana laserowo
- super samochody
Uwaga! Na ten moment (30 czerwca) nie ma możliwości rozgrywki cross-platformowej, pomiędzy Originem, a Steamem.
Testowano na: AMD Ryzen 9 5900X, NVIDIA GeForce RTX 2070, 32GB RAM oraz kierownicy Fanatec CSL Elite wraz z pedałami Fanatec CSL Elite i hamulcem LC
Dziękujemy EA za udostępnienie gry do recenzji.
Ocena gry
68 km/h |