Wstęp
Ostatnio z braku czasu i ochoty gram tylko w jedną słuszną grę – LFS 🙂 Ale niestety awaria łącza i choroba (czyli wielkie nudy…) zmusiły mnie do spróbowania czegoś nowego – zainstalowałem grę Initial D: Mountain Vengeance, a skłonił mnie do tego tytuł 🙂 Troszkę interesuję się driftem, a Initial D to kultowy serial dla wszystkich japońskich drifterów. Ale z drugiej strony, każdy wie jakie są najczęściej gry na licencji…
Krótki opis
Jak już wspomniałem, Initial D to japoński serial emitowany w TV opowiadający historię skośnookiego maniaka prędkości i streetracingu, który razem z paczką kumpli ściga się po wąskich, górskich dróżkach. Najlepszą (a może – najbardziej widowiskową) techniką jazdy w takich warunkach jest pokonywanie zakrętów „ślizgiem”. Istnieją domysły, że właśnie tak powstało pojęcie „drifting” 🙂 A więc, co łatwo wywnioskować – gra oparta na serialu Initial D będzie polegała na nocnym streetracingu gdzies na japońskich wyżynach 🙂 Zapowiada się ciekawie.
Pierwsze wrażenie
No właśnie… pierwsze wrażenie było niezbyt przychylne. Grafika raczej mnie nie zachwyciła, bo już NFS Porsche ma lepszą, ale to można przemilczeć – grafika nie jest kluczem do sukcesu. Uważam, że grę za bardzo uproszczono! Jak zobaczyłem w opcjach sterowania pozycję „drift key” to troszkę mi sie smutno zrobiło. No, ale nie poddawałem się – skonfigurowałem kierownicę, detale na „high” i jazda. I kolejne rozczarowanie. Na kierownicy nie da się grac 🙁 Tragedia, zero kontroli nad samochodem. Szybki powrót do menu, konfiguracja klawiatury i z powrotem na trasę. Tak, w tej grze na klawiaturze gra się dużo lepiej. A ten wniosek w połączeniu z „drift key” utwierdził mnie w przekonaniu, że to totalny arcade, zero symulacji. Ale pierwsze wrażenie nie było złe, dobra gra to nie tylko symulator. „Niektóre arcade’ówki też są dobre, np. NFS Underground” – pomyślałem i nie poddawałem się 🙂
Kariera górskiego Streetracera
Mamy do wyboru dwa tryby – quick race (losowa trasa, przeciwnik i samochód) oraz kariera. Drugi tryb jest znacznie ciekawszy. Zaczynamy w Toyocie Sprinter Turneo, która jest istnym klasykiem (tak jak Nissan Silvia) dla fanów driftu. Możemy pojechać dany odcinek trasy na czas (aby potrenować) lub z przeciwnikiem. Jeżeli dojedziemy na metę pierwsi, otrzymujemy tzw. „punkty honoru” 🙂 I tutaj niezła innowacja jak na tak totalnie uproszczoną grę! Te punkty przekładają się na umiejętności naszego streetracer’a – możemy rozdzielać je pomiędzy cechy, takie jak: power, acceleration, handling itd. Za to bardzo duży plus!
Na mecie
Czas na podsumowanie. Moim zdaniem gra jest dobra. Spełnia swoje zadanie – przez trochę się przy niej nie nudzimy 🙂 Poza tym po kilku godzinkach gra się bardzo przyjemnie. To po prostu taki „relaxator”. Dużym plusem jest licencja Initial D, chociaż pewnie w Polsce mało osób zna tą bajkę. A do specyficznej grafiki można się przyzwyczaić – może autorzy chcieli, aby udawała ona „rysunkową” a o cell-shadingu nie słyszeli?! 🙂
|