Pamiętam jak w czasach wczesnej podstawówki był wielki bum na Hot Wheelsy. Każdy je chciał mieć, ale szczególnie pośród nich wyróżniały się dla mnie Monster Trucki. To właśnie dzięki nim i jedynym zachowanym egzemplarzu Grave Diggera, nie zapomniałem o tych cudownych ciężarówkach. Na szczęście miałem okazję wrócić do ich wspaniałego świata, pod niestety średnio udanym wcieleniem. Zapraszam na recenzję drugiej odsłony Monster Jam Steel Titans od Rainbow Studios.
Gorzki cukierek
Żeby nie było, że już samym wstępem oceniłem grę na złą i niedopracowaną, zacznę od części pozytywnej. Śmiało mogę zaliczyć do niej auta i tory z arenami. Wszystkie ciężarówki, jak i trasy, są na homologacji Monster Jam. Znalazł się nawet polski obiekt, czyli Aleja Kraków. Oczywiście producenci gry dodali od siebie dwa startowe Monster Trucki i kilka zaprojektowanych przez nich placów. Pochwały należą się za otwarty świat, jaki mamy do dyspozycji. Jest całkiem spory i różnorodnie zaprojektowany. Co ciekawe, nie jest to jedna duża mapa, tylko 5 obszarów łączących się w jeden niekoniecznie spójny krajobraz. W każdym z nich można wygrać podstawowe auta. Dzieje się to także za odkryte znajdźki oraz ukończenie danego etapu na co najmniej 3 miejscu w ogólnej klasyfikacji. Żeby nie było tak prosto, dla urozmaicenia dodane jest 6 kategorii specjalnych umiejętności, w których przypisanych jest już 6 pojazdów do zdobycia, 4 podstawowe i 2 wcześniej wspomniane. Zlepiając całość, dostaliśmy 43 Monster Trucki, które modyfikują się same wraz z ilością przejechanych wyścigów. Oczywiście do zestawienia dodałem ukryte auta, o których na początku nie wiedziałem, a można je zdobyć za zawody w Big Show.
Droga do sławy
Przechodząc płynnie do kariery. Składa się ona z 21 etapów, w tym wielkiego finału. Rozwój aut i świata jest uzależniony od naszego postępu w karierze. Wygląda to następująco. Na samym początku otrzymujemy gołego Monster Trucka bez karoserii i musimy wykonać parę wyścigów. Potem wszystko leci z górki. Do odblokowania pozostaje łącznie 41 ciężarówek (patrz nagłówek wyżej), a każdą z nich otrzymamy po wykonaniu odpowiedniego zestawu wyzwań. Mogą to być 3 różne zadania, a może to być tylko jedno zadanie, po którym auto i tak będzie należało do nas. Po zakończeniu tej monotonii, bo inaczej tego nazwać nie mogę, warto zabrać się za Wielki Show. Są ich 4 kategorie z różnymi nagrodami.
Poza klasykiem klasyków jakim jest kariera, otrzymujemy już nie tak oczywisty w tych czasach splitscreen. Ekran dzieli się wtedy na pół. Zamiast standardowego 16:9 otrzymujemy wąski wycinek z naszym pojazdem i kawałkiem otoczenia po bokach. Analogicznie ma osoba obok. Dla zobrazowania, zamieszczam poniżej screena. Całkiem przyjemny tryb, ale warto wspomnieć, że druga osoba nie ma ulepszonych Monster Trucków i zaczyna od zera.
Do dyspozycji oddano nam też tryb online. Z chęcią chciałbym z kimś zagrać, lecz wchodząc w wyścig ukazał mi się błąd sieciowy, a podczas gry w trybie demolki, nikt nie chciał dołączyć. Jedyny moment, kiedy kogoś spotkałem to jazda swobodna.
Na koniec został tylko tryb szybkiej gry. Są tam wszystkie możliwe wyścigi. Mianowicie, pojedynek 1v1, wyścig na torze z innymi truckami, dojeżdżanie do checkpointów, popis stylu, gdzie trzeba robić zwariowane akrobacje oraz jej inna odmiana, czyli dwukołowa pokazówka. Na końcu znajduje się tryb demolki do rozwalenia jak największej ilości elementów w danym czasie i swobodna jazda.
Coś, co ciągle psuło mi przyjemność z jazdy w trybie offline to sztuczna inteligencja. Jest ona jak „H” w języku hiszpańskim, nie istnieje. Auta mają zaprogramowaną jedną trasę i zrobią wszystko byle tylko nią jechać. Najbardziej widać to w wyścigu 3v3. Każdy jedzie dla siebie, lecz 3 auta poruszają się w przeciwnym kierunku. W trakcie, gdy ma dojść do wyminięcia, sztuczna inteligencja nawet nie skręci kołami tylko wali w nas i rujnuje zdobytą dotychczas przewagę.
Duży kaliber
Chyba najbardziej różnorodny element tej gry to otoczenie. Jak już pisałem, do dyspozycji mamy 5 całkiem sporych, otwartych światów. Wszystko byłoby super, gdyby nie kiepska realizacja. Łączy się to jednocześnie z mechaniką gry, czyli jak prowadzą się auta. Zdecydowanie są to najgorsze elementy produkcji w mojej opinii. Przemierzając bardzo ładne miejsca z ciekawie zrobionymi elementami otoczenia, napotykamy na wiele, ale to wiele niedociągnięć. Tekstury ładują się jakby chciały, a nie mogły. Jeśli się załadują to są rozmazane przez około jedną sekundę. Uważam, że jest to kwestia złego zarządzania zasobami z dysku. Bardzo często zdarzają się, spadki FPS (w tym przycinki) i zbugowane tekstury. W ostatnich z wymienionych potrafią utknąć części Monster Trucka np. wpadające koła lub części ramy w kontener. Podczas wyścigów nie jest lepiej. Bardzo irytowały mnie sytuacje, gdzie linia toru była wyznaczona w innym miejscu, a faktycznie miałem jeszcze metr do ustalonej granicy, przez co traciłem czas. Równoznaczne jest to zazwyczaj z przegraną. Zdecydowanie nie ustrzeżono się błędów, lecz od premiery do dnia opublikowania recenzji ukazały się dwie niewielkie aktualizacje. Osobiście nie zauważyłem żadnej poprawy na PS4.
Przymykając oko na niedogodności związane z brakiem płynności rozgrywki, dostajemy mocnego plaskacza od modelu jazdy. Jak wspominałem w pierwszych wrażeniach, Rainbow Studios chyba zbyt bardzo chcieli połączyć symulator z arcadem. Niby Monster Trucki mogą bardzo łatwo wywrócić się na bok, ale z drugiej strony podjazd pod prawie pionową górkę nie stanowi problemu. Ponadto kompletnie niedopracowana, w mojej opinii, została przyczepność kół do podłoża. Warto wspomnieć, że sterujemy nimi za pomocą dwóch analogów. Lewy odpowiada za koła przednie, a prawy za tylne.
Widać i słychać
Trudno pominąć elementy jakimi są dźwięki z soundtrackiem oraz jakość tekstur. Silniki brzmią tak samo i dopasowanie ich obrotów również nie wypada najlepiej. Według licznika mamy dwubiegową skrzynię biegów, ale podczas jazdy, odgłosy wydobywające się z rur wydechowych imitują jakby miało się 3 biegi, choć cyferka w obrotomierzu wskazuje nadal 2. bieg. Poza tym jest całkiem znośnie. Muzyka przygotowana przez osoby za to odpowiedzialne bardzo mocno ratuje daną produkcję. Przyjemnie mi się jej słuchało, mimo niedługiej playlisty.
Jeśli minął już zachwyt muzyką, to nie czeka nas już tak duże rozczarowanie wyglądem zabudowań i aut. Odwzorowanie stoi na wysokim poziomie, cienie i kolory również nie odbiegają od reszty, a ziemia, po której jeździmy ulega do pewnego stopnia degradacji i fizycznie wpływa na prowadzenie auta. Na przykład kręcąc bączki, tworzymy koleiny, które faktycznie są i nie udają wypukłej tekstury. Podziwiać to wszystko można z perspektywy trzeciej osoby, boków auta oraz na miejscu kierowcy. Aby uwiecznić ładną scenę mamy bardzo prosty tryb fotograficzny, lecz niestety rozmazuje on całe tło i ustawia ostrość skoncentrowaną na Monster Trucka.
Wielki Finał
Tak należałoby podsumować całość. Na pewno nie jest to gra, w której da się jeździć bez przerwy przez kilka godzin. Zadania się powtarzają i są czasami monotonne. Trudno mi cieszyć się grą o jednych z moich ulubionych pojazdów gdy wyjadę i od razu odczuwam spadki FPS, a także dotkliwe błędy. Model jazdy również nie należy do tych najbardziej dopracowanych, choć może to być kwestia indywidualna. Co bardzo ratuje tą produkcję to muzyka i licencje na pojazdy oraz tory. Są to najlepsze cechy tej gry. Mogę was pocieszyć tym, iż obyło się bez crashy gry i innych niedopracowań, które uniemożliwiłyby postęp w karierze.
Plusy:
- soundtrack
- modele pojazdów
- licencje na tory i trucki
- otwarty świat wraz z destrukcją otoczenia
Minusy:
- pojazdy wpadające pod tekstury
- dźwięki silników
- źle ustanowione limity torów
- sztuczna inteligencja
- martwy multiplayer w chwili pisania
- słaba optymalizacja na PS4
Dziękujemy Koch Media Poland za udostępnienie gry do recenzji.
Ocena gry
55 km/h |