SimBin. Studio zapewne kojarzy się bardzo pozytywnie większości fanów symulacji. W tytuły takie jak GTR 2, GT Legends, czy Race 07 zagrywałem się “za dzieciaka” z wypiekami na twarzy. Do premiery zapowiedzianego jakiś czas temu GTR 3 pozostało jeszcze trochę czasu (SimBin przypomina o GTR 3), więc w oczekiwaniu na najnowsze dziecko Szwedzkiego studia, wróćmy do ich poprzedniej produkcji.
Zderzenie z rzeczywistością
Po wejściu na kartę RaceRoom Racing Experience na platformie Steam, naszym oczom ukaże “Free to play”. Czyżby było aż tak pięknie? No niestety nie do końca. Instalując darmową wersję gry otrzymujemy niewiele. Na start twórcy oferują 5 torów i 12 samochodów. Lwią część produktu stanowią płatne rozszerzenia. Będąc jednak szczerym – nie powinniśmy ich w ogóle nazywać DLC. Zwykle takowe dodatki stanowią opcjonalne rozszerzenie. W tym przypadku są one faktyczną zawartością, która w innych grach byłaby jej częścią po zakupie. Podsumowując, skategoryzowanie gry jako “free to play” jest nieco na wyrost. A więc, ile kosztuje? Na ten moment zakupić możemy 7 rozszerzeń na Steam. Są to w większości dodatki oferujące samochody i tory serii DTM oraz WTCC. Jeżeli zdecydowalibyśmy się na zakup wszystkich, przyjdzie nam zapłacić ogromną kwotę 345 zł! Zaznaczę tylko, iż jest to cena promocyjna! Regularna cena to zawrotne… 460 zł! Na tym jednak nie koniec. Nie jest to bowiem cała dodatkowa zawartość. Pozostałe tory i samochody możemy nabyć bezpośrednio w grze, zarówno pojedynczo, jak i w pakietach. Twórcy prawdopodobnie zrezygnowali z publikacji DLC na platformie Steam, stąd taka rozbieżność. Recenzję opieram na darmowej wersji oraz przejazdach w darmowych wydarzeniach sieciowych, o których przeczytać można w dalszej części artykułu.
Mimo to bawiłem się dobrze…
… naprawdę! To wciąż stary, dobry SimBin, który wie, jak podejść do symulacji. Nie miałem najmniejszych problemów z konfiguracją kierownicy (Logitech Driving Force GT). Samochód zachowuje się naturalnie, a Force Feedback działa jak należy. Wyczucie podsterowności czy nadsterowności nie stanowiło najmniejszego problemu. Co najważniejsze, różnice pomiędzy samochodami są wyczuwalne, a konsekwencje nierozgrzanych opon potrafią być bolesne. Mimo wszystko najlepszą rekomendacją będą kierowcy, który korzystają z RaceRoom. Wśród użytkowników możemy znaleźć takie nazwiska jak Gary Paffett, Lucas Auer czy Timo Glock! Nie od dziś wiadomo, że zawodnicy lubią trenować w wolnym czasie na symulatorach takich jak Assetto Corsa czy iRacing. Stawia to oczywiście RaceRoom w prestiżowym gronie i korzystnym świetle.
O grafice słów kilka
Zawsze powtarzam, że grafika w tego typu produkcjach gra drugo-, być może nawet trzecio-planową rolę. W tym przypadku jest tak samo, lecz nie sposób o niej nie wspomnieć. Można ją krótko podsumować – jest w porządku. Nic więcej, nic mniej. Jest wystarczająco dobrze, aby nie tonąć w pikselach wylewających się z ekranu i jednocześnie nie ma mowy o rewelacjach graficznych.
Najważniejsze to, co wewnątrz
Pomimo niekorzystnego, w mojej opinii, modelu biznesowego, należy podkreślić mnogość torów do wyboru. O ile, duży wybór samochodów możemy znaleźć w każdym współczesnym symulatorze, o tyle wybór torów już nie jest tak oczywisty. Zawsze pozostają mody, lecz miło, kiedy twórcy sami dają od siebie dużo. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem przyjemność jeździć po torach takich jak Norisring, Salzburgring czy Sonoma Raceway! Obiekty są wierne swoim rzeczywistym odpowiednikom oraz odwzorowane z dbałością o szczegóły.
To czym właściwie się tu zająć?
W grze oczywiście znajdziemy tryby offline, czyli szybki wyścig, mistrzostwa oraz trening. Znacznie ciekawsza jednak jest część sieciowa produkcji. Oprócz standardowych wyścigów „po sieci” (w których niestety nie miałem okazji wziąć udziału), twórcy do dyspozycji oddali tzw. „competitions”. Są to zawody sieciowe, w których gracze z całego świata walczą o jak najszybszy czas na różnych torach i w różnych samochodach. Dzielą się na zawody premium oraz free to play. W darmowych zawodach, nawet nie posiadając DLC, jesteśmy w stanie wziąć udział. Tym sposobem spędziłem w grze mnóstwo czasu. Są to stricte próby czasowe, lecz niejednokrotnie stanowią kwalifikacje do wyścigów multiplayer. Wygranie takich zawodów wiąże się często z realnymi nagrodami pieniężnymi, czy nawet fotelem w prawdziwej ekipie wyścigowej! (Takie zawody organizował chociażby KTM, który poszukiwał etatowego kierowcy serii KTM X-Bow). W im większej liczbie prób czasowych bierzemy udział, tym barwniejszy jest nasz profil w świetle społeczności. Stanowi niejako wizytówkę kierowcy w świecie gry.
Brak wisienki na torcie
Na próżno w grze szukać zmiennych warunków pogodowych, czy wyścigów po zmroku. Sieciowe próby czasowe są super, ale brakuje trybu kariery z prawdziwego zdarzenia. Biorąc pod uwagę, iż SimBin posiada licencję serii DTM oraz WTCR (wcześniej WTCC), mógłby wykorzystać ten potencjał i stworzyć karierę, gdzie gracz piąłby się po sukces w jednej z wymienionych serii. Mam poczucie, że Szwedzi nie wykorzystali potencjału drzemiącego w świetnej produkcji od strony technicznej i swojego talentu. Nie raz przecież udowodnili, że potrafią zrobić symulator kompletny od A do Z.
A więc, dla kogo ten symulator?
Po pierwsze, dla fanów gatunku. Nie ma co się oszukiwać, iż gracz Need for Speed raczej nie odnajdzie się w produkcji SimBin. Czy zatem weteran symulacji będzie zadowolony? I tak i nie. Z jednej strony otrzymujemy bardzo dobry model jazdy, ciekawą infrastrukturę sieciową i społecznościową. Z drugiej jednak fatalny model biznesowy odrzucający od produkcji. Moim zdaniem, gra idealnie sprawdzi się jako „zapychacz”. Jako odskocznia od np. Assetto Corsa, którą włączymy co jakiś czas, aby zaliczyć kilka kółek na torze. Jeżeli jest ktoś skłonny wydać dużo pieniędzy, produkcja zapewne przyniesie jeszcze więcej radości.
Plusy
+ model jazdy
+ fizyka samochodów
+ zawody sieciowe
+ wciąż stary, dobry SimBin
+ mnogość samochodów oraz torów…
Minusy
– …na które trzeba wydać fortunę
– free to play jedynie z nazwy