Jak jest na rynku rajdówek wszyscy wiemy. Seria Colin McRae Rally rządzi od kilku lat – Codemasters, co roku wydaje kolejną edycję gry ulepszając szczegóły – reszta gier raczej nie może doczekać się sequela. Wszystkie jednak gry idą w stronę prostoty, ponieważ większość graczy nie lubi trudnych gier – powstają zręcznościówki. Ten schemat postanowił przerwać Richard Burns Rally firmy Warthog…
Recenzję zacznę od małej lekcji historii. Developerem, jak już wyżej wspomniałem jest firma Warthog. Kierowcom znana jest ona głównie z gry Rally Championship Xtreme. Założenie tamtej gry było proste – obojętnie jak, byle do przodu. Więc gdy Warthog rozpoczął tworzenie super symultora gracze byli sceptycznie nastawieni.
Premiera gry była bardzo rozciągnięta – konsolowcy grali już w sierpniu (2004), a PCtowcy dopiero pod koniec października. Przez ten czas developer zdążył poprawić kod, a LEM zlokalizować grę. Gra mieści się na trzech płytach i po instalacji zajmuje nieco ponad 2,5GB. Jednak szybko okazuje się, że warto poświęcić tyle miejsca. Na początku nie znajdziemy intra – od razu przechodzimy do menu. Aby móc pojeździć w mistrzostwach trzeba przejść szkółkę rajdową. Pierwszy kontakt z samochodem – Subaru Imprezą oczywiście – jest dla nas, ludzi którzy wychowali się na Colinach oszałamiający. Gra jest realistyczna aż do bólu. Dzięki szkółce jesteśmy wprowadzeni w świat rajdowego rzemiosła. Zadania, które musimy wykonać są łatwe – tylko pozornie. Ale o tym później… Grafika jest świetna. Może nie oferuje takich bajerów jak dzieło programistów Techlandu (z Xpand Rally), ale nie można jej nic zarzucić. Samochody są bardzo ładnie wyprofilowane, składają się z dużej ilości polygonów. Uszkodzenia wyglądają niesamowicie realistycznie. Po dachowaniu samochód maleje o kilka(naście) centymetrów, odpadają elementy karoserii, pękają szyby i urywają koła. Oczywiście uszkodzenia można wyłączyć, albo w znaczącym stopniu zniwelować – to psuje jednak wiele radości z jazdy. Otoczenie wykonane jest bardzo starannie. Kamienie, pniaki albo drzewa nie zostały zrobione „na siłe”. Widać dbałość programistów o szczegóły. Niestety wymagania sprzętowe nie są małe, ale jak na taką jakość grafiki – nie wygórowane. Na sprzęcie Celeron 2,4gHz; Ge Force 4 Titanum 4200 128MB i 256MB RAMu gra chodziła na najwyższych detelach i rozdzielczości bardzo płynnie, chociaż czasami animacja potrafiła się lekko przyciąć. Niestety gra nie obsługuje niektórych procesorów graficznych – nie pogramy na karcie bez opcji „Pixel Shading” i na nieco starszych FXach.
Z dźwiękiem jest już gorzej. Maciej Wisławski na prawym fotelu spisuje się świetnie i od razu widać profesionalizm tego człowieka. Sekwencje mówi sprawnie i w odpowiednich miejscach ułatwiając jazdę. Niestety silnik nie brzmi jak czterocylindrowiec z ogromną turbiną i 300KM. Pracuje cicho i świszczy zamiast ryczeć. Głos w szkółce rajdowej pozostawia wiele do życzenia. Lektor po prostu skrzeczy – ale jest to raczej błąd gry, a nie samej lokalizacji (developer wydał nawet patch poprawiający dźwięk, ale problem nie zniknął). Odrobinę psuje to jednak ogólne wrażanie z w/w trybu gry.
Na koniec zostawiłem to, co w tej grze jest najważniejsze – realizm i rajdowy klimat. Trudno opisać wrażenia płynące z jazdy. Technik pokonywania zakrętów jest wiele i są naprawdę dopracowane. Po raz pierwszy spotkałem się w grze z hamowaniem lewą nogą albo tak trudnym dojściem na trzy w ostry zakręt. Opanowanie tych wszystkich sztuczek jest trudne i wymaga wiele godzin jazdy, ale po dobrym treningu nie będziemy mieli sobie równych (dlatego szkółka jest taka ważna – objaśnia wszystkie tricki i pokazuje jak przejechać różne fragmenty trasy). Ustawień samochodu jest cała masa. Od ustawień dyferencjałów, przez poziom zawieszenia na ciśnieniu w oponach kończąc. Jeszcze w żadnej grze setup rajdówki nie miał takiego
znaczenia jak tutaj. Aby optymalnie ustawić samochód na określony typ nawierzchni czasami należy spędzić kilka godzin (!) w menu. Smaczków jest cała masa. Widać fotografów próbujących złapać jak najlepsze ujęcie, kamerzystów i kibiców. Uszkodzenia są niebywale realistyczne. Nawet najmniejsze uderzenie w kamień kończy się zerwaniem zawieszenia i końcem rajdu. Świetnym pomysłem jest to, że zamiast zwykłego resetu samochodu, widać scenkę kibiców pomagających rajdówce ruszyć dalej. W poważniejszych wypadkach helikopter transportuje rannego do szpitala. O rywalach też nie można powiedzieć złego słowa. Jeżdżą bardzo dobrze, ale potrafią popełnić błędy, co bardzo uatrakcyjnia rozgrywkę. Jest jeszcze wiele smaczków, ale nie ma sensu o nich pisać, bo zajęło by to za dużo miejsca. Te wszystkie czynniki wpływają na to, że podczas OSu cały czas trzeba być skoncentrowanym a emocje są bardzo duże.
Twórcy postawili na jakość, a nie ilość. Najlepiej świadczy o tym ilość samochodów i rajdów. Rajdówek jest tylko 8. Oczywiście znajdziemy samą rajdową czołówkę z Imprezą na szczycie. Każdy samochód różni
się stylem prowadzenia i gabarytami, ale przy ponad 25 furach z CMRR05 wygląda to nieco blado. Rajdów też nie jest za dużo. Sześć rajdów po sześć odcinków w każdym daje ilość 36 tras. Mają one średnio po 8-10km. Każda eliminacja różni się wieloma czynnikami. W Finlandii (rajd zimowy) uświadczymy dużo śniegu, bandy i liczne hopy. Japonia to bardzo techniczny rajd z wąziutkimi, dosyć prostymi trasami, a USA to szerokie, szutrowe drogi prowadzące przez pustynie. Pomimo małej ilości tras gra się w ogóle nie nudzi.
Podsumowując Richard Burns Rally to najbardziej innowacyjny tytuł w historii gier rajdowych. Po raz pierwszy postawiono na pełny realizm, a przy okazji świetną oprawę. Brakuje niestety trybu on-line który jeszcze bardziej uatrakcyjnił by zabawę. Mimo to mamy nowego króla rajdówek, którego bardzo ciężko będzie pokonać…do zobaczenia na OeSach…wrum wrum! 😉
|