Publicystyka

Recenzja Szybcy i Wściekli: Tokio Drift (Fast and Furious: Tokyo Drift)

Wreszcie się doczekałem! Po pół roku oglądania zapowiedzi, nadszedł czas, aby obejrzeć trójkę w kinie. Pojawił się mały dylemat: czym pojedziemy? Wybór padł na Poloneza, który wygrał z Vectrą, bo skoro Tokio Drift, to tylny napęd będzie najbardziej odpowiedni!

Ready, Set, Go!

Na szczęście większość moich obaw się nie spełniło. Muzyka jest świetna, bardzo dynamiczna. Skomponował ją Brian Tyler, jednak odnajdziemy także utwory Kida Rocka czy N.E.R.D. W filmie nie wpycha się w widza japońskiej kultury. Owszem, można znaleźć parę takich elementów, jednak są one przedstawione bardziej w krzywym zwierciadle (jak spanie w „szufladach”, czy jedzenie). Japońskie dziewczyny nie śmigają w kimonach i mimo zacinających monsunów, całkiem sporo odsłaniają. Mustang z silnikiem Skyline’a nie jest jeszcze profanacją do kwadratu. Niestety Tokio to jednak nie Miami, a Bow Wow to nie Snoo… Tyrese, choć na obsadę też nie można tak do końca narzekać. D.K jest na tyle zły, by przegrać, Neela jest na tyle ładna i niewinna, by ryzykować dla niej życie a szef Yakuzy na tyle szorstki i nieprzystępny, żeby kłaniać mu się w pas, gdy wchodzi. Zupełnie bez wirtuozerii, jest moim zdaniem ktoś, kto zasługuje na szczególną uwagę…

Monsieur main bohaterr

Bardzo ciekawa jest postać Seana Boswella, który reprezentuje ostatniego badass białasa, kowboja, który grę w karty był zmuszony zamienić na pachinko, czy innego chińczyka. Postać, którą gra Lucas Black, to prosty koleś, który ponad wszystko uznaje moc amerykańskiego V8. Jednak ten twardy i nieodpowiedzialny facet , od razu wzbudza naszą sympatię. Tak skonstruowana postać może nie pozwala Blackowi rozwinąć skrzydeł, jednak dzięki temu nie musimy długo zastanawiać się nad bohaterem. Pamiętam, jak w dniu otrzymania prawo jazdy, dostałem swój pierwszy mandat za przekroczenie prędkości. Dzień później, wygrałem swój pierwszy wyścig. Po prostu, bez kombinowania. Dlatego dobrze ogląda się prostolinijnego Seana. „Filozofowanie” pozostawiono komu innemu, jednak podano je tak szybko, że i tak nie musimy zawracać sobie nim głowy, oglądając pościg po zatłoczonych ulicach Tokio.

Niektórzy zarzucają Blackowi, że przez cały film na jego twarzy widnieje tylko jedna mina. Ale za to jaka! Ta jedna mina zawiera cały pakiet emocji: znudzenia połączonego z rzucanym wyzwaniem, obojętnością i roztargnieniem. Może brzmi to kuriozalnie, ale ten zakres mimiki w zupełności mi wystarcza. Poza tym, pozostaje jeszcze szczerzenie zębów do rywala. Tak jak w poprzednich dwóch częściach bardzo charakterystyczny był uśmiech Paula Walkera, tak po Tokyo Drift w pamięci zapadło mi oczko puszczane przez Blacka. Ej, nie jestem gejem… Zdecydowanie nie jestem gejem!

„My ride? My ride is one of a kind.”

Filozofię Twinky’ego wyznają wszyscy w tokijskim undergroundzie. Oczywiście panuje Import Style, który z racji tytułowego miejsca akcji, powinno się nazywać Japan Tuning. Na dodatek, większość to legendarne maszyny, jak Nissan Silvia S15, Skyline R33 i Mazda RX-7. Tylko niektóre samochody wydają się być naprawdę przesadzone. Głównie Volkswagen Touran ze szczotką na dachu imitujący Hulka (VW musiał wystąpić ze względu na umowę podpisaną pomiędzy Universal Pictures i VAG) i RX-8 Neeli, która miała być chyba odpowiednikiem Hondy S2000 z poprzedniej części. Reszta samochodów sprawia świetne wrażenie na ekranie. Może do jazdy na co dzień tak odpicowane furacze byłyby przesadą, ale w filmie prezentują się tak, jak tego oczekujemy- świecąco i efektownie. Kiedy dostajemy pierwszą dawkę podziemnego świata Japonii, zupełnie nie wiadomo na co patrzeć? Na wozy czy na Japonki? Podzielność uwagi jest niezbędna, gdyż Justin Lin potrafi robić takie niesamowite zamieszanie (to nie jest złe- to dynamika!) jak sam Singleton.

„What do you mean- drift?”

Chyba najmocniejsza strona filmu to „znoszenie toru jazdy”. Profesjonalni kierowcy naprawdę pokazują na co ich stać, co więcej, wszystkie sceny z samochodami nakręcono bez pomocy komputerów i generowania wirtualnych wozów. To co widzimy na ekranie, wykonano naprawdę, oczywiście „na zamkniętych drogach i z użyciem wszystkich środków ostrożności, dlatego nie próbujcie robić tego w domu!” ..blablabla. Niektóre sekwencje są naprawdę zadziwiające. Wyobraźcie sobie, o ile jeszcze nie widzieliście filmu, Nissana 350Z wjeżdżającego na wyższy poziom wielopiętrowego parkingu właśnie poślizgiem, dosłownie na styk, po ciasnym łuku. Jak dowiedziałem się, że to nie jest zmontowane, z miejsca polubiłem trójkę dwa razy mocniej.

Baszani!

Całkiem niedawno mama podsunęła mi dodatek kinowy z jakiegoś tabloidu i powiedziała: „Tam jest ten twój film”. Sprawdzam, szukam i JEST! Ocena- dno.tak napisali. Sprawdziłem potem kilka innych recenzji, oceny w miarę się pokrywają. To świadczy o pewnej zmianie. Podczas kręcenia 2 Fast 2 Furious, reżyser John Singleton przyznał, że chce zrobić film, przy którym każdy będzie miał „fun”. Wywołano więc małe zamieszanie w malowniczym Miami, oparte na praniu brudnych pieniędzy, a obowiązkowy finałowy wyścig zastąpiono ucieczką przed mundurowymi.. W Tokyo Drift wszystko kręci się wokół samochodów, bez kluczenia i szukania pretekstu, by usprawiedliwić ilość wozów na ekranie.

To film, który został nakręcony z myślą, że na Jedynce i Dwójce wychowali się pasjonaci motoryzacji na tyle zagorzali, by i tę część przyjąć entuzjastycznie. Jednak krytycy nie doszukali się komplikacji losów i bogatej psychologizacji postaci jak w „Wiernym Ogrodniku”. Dziennikarze z rozmaitych telegazet nie doliczyli się minimalnych stu wystrzelonych naboi i Dolpha Lundgrena , a dyletanci szukający dziury w całym i sztuki w puszce piwa, nie odnaleźli zawiłości. Myślę, że właśnie stąd biorą się słabe oceny filmu. To już nie jest film dla wszystkich, więcej w nim jeżdżenia niż strzelania.
Moja obrona nie oznacza jednak, że zaraz zacznę mówić po japońsku, ale „Za Szybcy…” wciąż są dla mnie nie do pobicia i jak tylko będzie okazja, to kupię trójpak DVD ze wszystkimi częściami.

Informacje:
reżyseria: Justin Lin
scenariusz: Chris Morgan
obsada: Lucas Black, Bow Wow, Sonny Chiba, Nathalie Kelley, Brian Tee, Sung Kang
producent: Neal H. Moritz

czas trwania: 104 min
premiera USA: 16.06.2006
premiera Polska: 11.08.2006

0 0 głosy
Oceń artykuł
Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments