Koleś sięgnął po puszkę i rozepchnął się niepewnie w dmuchanym fotelu made by Coke. -Co ja przed chwilą zobaczyłem? Ten, ten cały Anglik ze swoim samochodem z kierownicą po prawej stronie i jakimś „NOSem,”, to fajne miasto, gdzie krąży wiele gorących dziewczyn w bikini, te samochody, ten łysy, hiszpański facet… co to przed chwilą było?- cały czas nie mógł dojść do siebie, po obejrzeniu filmu. Pomalowane na czarno ściany pokoju nie dawały wielkiego pola manewru oczom, jedynym punktem zaczepienia w mroku był włączony monitor. -Hmm, to może jeszcze raz?- pomyślał. Nie wiedział, że właśnie tworzy swoją przyszłość…
Oczywiście, z czasem Brian O’Conner przestał być Anglikiem. Białe tiszerty stały się podstawą mojego codziennego ubioru a motoryzacyjnym marzeniem został M3 E36, który w filmie przewinął się nie dłużej niż 10 sekund. W tej części przenosimy się z gorących ulic Los Angeles na jeszcze gorętsze w Miami. To niewątpliwie strzał w dziesiątkę. W żadnym innym miejscu na ziemi nie można nakręcić lepszych zdjęć- nieprzemijające refleksy słońca odbijające się w lakierze samochodu, motorówki płynące w tle ścigających się wozów, palmy, plaże, zachody- wszystko tak ładne, że dla niektórych aż kiczowate. Ale można się też zakochać. Ja się zakochałem. Kiedyś tam pojadę i zobaczę, czy mnie nie oszukali.
Wielu narzeka na naciąganą, jak maklerskie szelki, fabułę. Fakt, jest ona skonstruowana, by ” upchnąć” w nią jak najwięcej samochodów, czyli jak na potencjalny film akcji przystało. W sequelu mamy przedstawioną z podróżą do przeszłości O’Connera. Towarzyszymy także swoistemu katharsis, kiedy to kumpel oczyszcza go z zarzutów, a FBI pali jego teczuszkę. Wszystko dzieje się w otoczce prania brudnych pieniędzy, wspomnień z więzienia Romana Pearce’a. Muszę przyznać- fabuła jest rzeczywiście naiwna, ale można spojrzeć na to też z tej bardziej pozytywnej strony- jak James May po stwierdzeniu, że w jego samochodzie kończy się benzyna, zaraz się rozpromienił, ponieważ wskaźnik poziomu paliwa wciąż działał. Po prostu historia w tle nie przeszkadza w odbiorze wydarzeń, które dzięki odpowiedniej wyobraźni Singeltona, pokazywane nam są w zawrotnym tempie. Wielkie uznanie dla reżysera, bo dynamiki filmu nie oparł tylko na tematyce (a przecież to przede wszystkim wyścigi), lecz na pracy kamer. Nawet gdy na ekranie nie ma samochodów, jesteśmy porywani przez prędkość akcji. Niewiele jest momentów, kiedy można odetchnąć. A jak już się zdarzą, to zawsze jest na czym zawiesić oko…
Samochody i szkołę jazdy dla aktorów sponsorowało Mitsubishi Motors- stąd 2 główne wozy to EVO i Eclipse. Nie oznacza to jednak wcale, że zabrakło miejsca dla innych aut. Przecież dzięki 2F2F popularny stał się Nissan Skyline, który, mimo że występował przelotnie, zapadał w pamięci widza. Była też Supra MKIV, Mazda RX-7 i Honda S2000, czyli nasze dobre znajome z poprzedniej części. Pojawiły się także amerykańskie legendy, nieco starsze: Yenko Camaro i Dodge Challenger, jak i te nowsze: Dodge Viper, Corvette i Mustang po tuningu Saleena. W filmie dostrzeżemy jeszcze M3 E36, Honda NSX, Lincoln Nawigator i oczywiście to nie koniec listy! Można by chyba wymieniać aż do premiery czwartej części, ponieważ samochodów budujących streetracingową scenę w filmie jest cale mnóstwo. Każdy z nich, nawet ten pojawiający się przez sekundę, dotknięty jest indywidualną ręką tunera. Przed zdjęciami zorganizowano bowiem dwa castingi- jeden dla aktorów, drugi- właśnie dla samochodów.
Tak jak w przypadku pojazdów, bo widzimy nawet customowe rowery, postacie to też prawdziwe gwiazdy i indywidualności. Może brak innowacji, ale nie ma tu jednak „papierowych” bohaterów. Każdy jest kimś i odgrywa swoją rolę, czy to w motoryzacyjnym, czy mafijnym świecie. Tłoczno od ciekawych bohaterów jest właśnie w mniej ważnych rolach – Suki, jedyna ścigająca się dziewczyna, napalony Latynos OJ, miłośnik pizzy, agent Dunn. Nawet dwóch ochroniarzy – Roberto i Enrique – niby pracują w duecie, jednak jestem pewien, że śmiało można by nakręcić o nich osobny film. Nie umniejszam tu oczywiście w żaden sposób głównym rolom, bo Paul Walker i Tyrese tworzą zgraną parę. Ja naprawdę im uwierzyłem, że „razem dorastali grając w piłkę w błocie i robiąc all the crazy stuff”.
Na szczególną uwagę zasługuje muzyka w filmie, jak i na soundtracku. Odpowiednio szybka i bezimienna podczas wyścigów, budująca klimat specyficznych miejsc, jak klub Pearl czy garaż Teja. Do muzyki przyłożyło się wielu znanych wykonawców, przede wszystkim reprezentantów „czarnej” muzyki, między innymi Pit Bull, Chingy, Joe Budden, Trick Daddy i Fat Joe. Prawdziwym muzycznym majstersztykiem jest utwór Ludacrisa „Act a Fool”, który można uznać za motyw przewodni filmu. Dla mnie to w ogóle najlepszy kawałek Disturbing the Peace ! Długo chodziłem po domu i wrzeszczałem -So what you gonna do? Act a fool!-. W filmie nie odnajdziemy natomiast przedstawicieli mocnego brzmienia. Na soundtracku jest jeden utwór, ale w filmie go nie usłyszymy, ponieważ 2 Fast 2 nie przejawia tendencji używania czegokolwiek poza subwooferem. Czy to źle? Tu każdy musi odpowiedzieć sobie już sam.
Ciężko mi podsumować i ocenić ten film, bo zawdzięczam mu prawie całą moją pasję. Wiem, że film ten zdobył widownię w głównej mierze dzięki sukcesowi poprzedniczki (większą niż jedynka; Tokyo Drift też już praktycznie utracił szanse na pobicie rekordu serii), ale co z tego? Co z tego, że mogę być ostatnim broniącym tej części. Jest najlepsza!
Informacje:
reżyseria: John Singleton
scenariusz: Derek Haas, Michael Brandt
obsada: Paul Walker, Tyrese Gibson, Eva Mendes, Chris „Ludacris” Bridges, Cole Hauser, Devon Aoki
producent: Neal H. Moritz
czas trwania: 107 min
premiera USA: 03.06.2003
premiera Polska: 20.06.2003