Pęknięta, brudna szyba, pognieciona maska, dym z chłodnicy, krzywy wahacz ściągający Corollę mocno na prawo. Widzę czerwoną bramkę, dojeżdżam. Koniec stage. Taki finisz zaliczam do bardzo udanych. Dojechałem, jestem w pierwszej piątce i mam szansę na dalsze uczestnictwo w mistrzostwach, mimo że nie naprawię wszystkiego na czas do kolejnego OeSu. Powiecie – mało od siebie wymagam? Nie postarałem się? Nie. To Richard Burns Rally właśnie wymusił użycia 102% moich umiejętności.
Pan McRa…Burns
Richard Burns, pogodny Brytyjczyk, który 40 lat temu wystartował Talbotem Sunbeam w swoim pierwszym rajdzie. 5 lat później był już mistrzem Wielkiej Brytanii. Po wygraniu ponad 250 odcinków specjalnych ktoś w Warthog Games, niewielkim studiu złożonym z byłych pracowników EA, postanowił zatrudnić 4-krotnego mistrza świata do stworzenia swego magnum opus rajdówek – niedającego żadnej taryfy ulgowej symulatora.
W 2004 roku wyszedł Richard Burns Rally – hardcorowy symulator rajdów samochodowych. Nie gra, symulator. Ci, którzy czekając wtedy na Colina McRae Rally 2005 kupili RBR uznawali, że jest zupełnie niegrywalny, nieprzyjemny, jeździ się fatalnie, a poza tym to w ogóle nikomu nie poszedł, bo wymagał potężnych procesorów do obliczeń. Stąd wynika niedocenienie podczas premiery we wrześniu 2004 roku. Lecz znaleźli się także ci z najnowszymi procesorami Pentium 4 w wersji Northwood (2.6 Ghz!), kierownicami i – co równie ważne – umiejętnościami by docenić ten tytuł.
Mięso, które się nie psuje
Gram w RBR od 3 tygodni i bardzo mnie denerwuje. Nie dlatego, że się ohydnie zestarzał, jest nudny, czy coś w tym stylu. Nie. Po prostu jest cholernie trudny! Ta produkcja po 14 latach to wciąż topowy symulator rajdów. Ze wspaniałą fizyką, doskonałym wyczuciem pojazdu, bardzo mocnym FFB i aktywną społecznością. Jest to naprawdę niesamowity przykład gry, która została wyszlifowana w najmniejszym detalu i angażuje tak mocno, że zapomina się, iż tekstury i modele podziela z wersją PS2 i powstawała, gdy nikt jeszcze nie słyszał o rozdzielczościach wyższych niż 1024×768 (burżujstwo).
Dzieło tego nieistniejącego już studia nie celowało w żaden udziwniony styl graficzny, a po prostu odwzorowanie realiów rajdów, tak więc gra po latach nie kole w oczy. OeSy są pieczołowicie wykonane, w tym każdy kraj jest zupełnie inny, a majstersztykiem na swe czasy są wspaniałe efekty – świetnie wyglądający deszcz na szybie, kurz zmiatany zmieniającym kierunek wiatrem, rano marznący deszcz, a w dzień oślepiające słońce.
Co w 14-letnim rajdzie boli
Coś co się najbardziej rzuca po przejściu z nowożytnych gier typu WRC 7, czy Dirta Rally jest dźwięk. Jest to nieporozumienie, które najbardziej odrywa nas od pełnego zanurzenia w symulacji. Słychać jak sample dźwiękowe na siebie nachodzą, jak znikają i się pojawiają, czasem zapętlają, przycinają. I nie jest to wina ogrywania na Windows 10. Tak było zawsze. Całe szczęście moderzy częściowo ratują sytuację.
W produkcji nie ma też zbyt wielu samochodów. 8 pojazdów i tylko jeden FWD, przez co nie ma dużej różnorodności. Poza tym jeszcze jedna rzecz mocno się postarzała. To symulacja aerodynamiki, która wydaje się, że została wykonana bardzo po macoszemu albo w ogóle niezaimplementowana. Po prostu się jej nie czuje. Szczególnie ten brak przypominamy sobie wracając choćby do serii Dirt i pędząc ponad 160km/h, gdy liczymy na siłę docisku w długich zakrętach.
Left three, don’t cut. jump maybe…
Nie bierzcie mnie za laika ani za profesjonalistę, ale nagrałem się trochę w życiu na kierownicy i jeździłem w amatorskich wyścigach gokartami oraz wieloma samochodami… Ale nie mogę przejść RBR i wcale nie czuję się źle. Jeżdżenie w rajdach to trudna sztuka, a ta jest tu doskonale odzwierciedlona. Cała szkoła Rajdowa Richarda Burnsa świetnie wprowadza w skomplikowane prowadzenie rajdówki w ekstremalnych warunkach, ale to długa i mozolna walka z samochodem na OeSie uczy prowadzenia.
Po całym pierwszym tygodniu grania, w którym nie wygrałem żadnego eventu (oczywiście na manualu i realistycznych uszkodzeniach pojazdu) byłem bardzo sfrustrowany, ale ta chwilowa niechęć to koszt realizmu, dzięki któremu dziś piszę te słowa. Muszę jednak przyznać, że doskonałe prowadzenie i to poczucie zwarcia z maszyną wciąga, przez co nie ma się ochoty kończyć zabawy.
Life is brutal.
Realistyczne jest w tej grze wszystko. Prowadzenie, ogromny turbo lag na niskich obrotach, przyczepność (i jej prawie zupełny brak na mokrej nawierzchni), usterki, aż po uszkodzenia, które obejmują tak wiele części pojazdu, że ostatnio tylko w Beam NG widziałem tyle możliwości zniszczeń. Serio. Pierwszy wyścig skończyłem z tak krzywym wahaczem, że nie mogłem jechać dalej prosto. Na kolejnym zaliczyłem zbyt duży air i walnąłem michą tak mocno, że wyciekał olej, a to, ile razy rozwaliłem chłodnicę o byle krzaczek to nawet nie zliczę. Nawet raz hamując z zaledwie 20km/h przeryłem o pieniek drzewa i zawiesiłem się, ale to nie było najgorsze. Najgorsze, że pieniek wbił się w skrzynie i zmielił zęby przełożenia głównego przez co straciłem wszystkie biegi. Byłem jednocześnie pod wrażeniem, ale także trochę przytłoczony kruchością wozu, o której grając na co dzień w „ścigałki” się nie myśli.
A jak wypada RBR względem obecnej konkurencji?
Na pewno wygląda hehe… najgorzej. Ale za to fizyka jest bardzo angażująca przez co, jeśli właśnie gracie w Dirta Rally, WRC 7, czy też Sebastian Loeb Rally Evo, dobrze, jeśli spróbujecie także Richarda Burns Rally. A jeśli się wciągniecie, to nie znudzicie się, bo gra posiada świetne community i mody – szczególnie tak zwany „czeski mod” aktualizujący fizykę, dodający kilka gigabajtów samochodów i tras oraz nowe klasy i eventy. Nawet mod na rajd polski jest dostępny. A także VR mod, który gdybym miał możliwość, spróbowałbym w pierwszej kolejności. Pamiętajcie jednak, że obowiązkowa do tej gry jest kierownica. Inaczej zwyczajnie nie da się czerpać przyjemności z prowadzenia i wspaniałego sprzężenia zwrotnego.
Skąd dorwać te cudo?
Tu są schody. Nikt nie sprzedaje w wersji cyfrowej, a pudełka są bardzo ciężkie do dostania więc… będziecie musieli się bardzo wysilić. Tak czy inaczej warto. Mam nadzieję, że was zachęciłem. Ja wracam na ciasne brytyjskie OeSy piłować Corollę WRC, a Wy powiedzcie – mieliście styczność czy ominęliście RBR? A może latacie do dziś?
PS. A od właśnie tego artykułu zaczynamy cykl wspominek świetnych produkcji po latach. Następna wspominka już niedługo!