Recenzje

Recenzja Xpand Rally Xtreme

Premiera Xpand Rally Xtreme miała mieć miejsce na wiosnę tego roku. Twórcy przesunęli jednak termin, by dopracować produkcję.

Deja Vu?

Lecz wiele wskazuje na to, że niektóre aspekty tej produkcji to nie tylko doszlifowane elementy, a całkowicie nowe pomysły. Do projektu wdrążono je już po przesunięciu daty pierwotnego debiutu. Potem były targi w Lipsku i nie tylko moja pozytywna opinia o XRX w fazie produkcyjnej. Oczywistym więc było, że wszyscy po grze oczekiwali czegoś absolutnie nowego, świeżego…

I jak tu się nie wkur…zyć, gdy po odpaleniu XRX wita nas menu prawie identyczne jak w pierwszym Xpandzie i GTI Racing. Tym bardziej, że na GC, gdy na ten fakt zwróciłem twórcom uwagę, odpowiedzieli, iż na razie nie mają czasu się menu zająć, ale w finalnej wersji menusy na pewno będą wyglądać całkowicie inaczej. Tiaa… właśnie widać. No chyba, że zmianę koloru i inną grafikę okalającą ekran można uznać za ogromne zmiany… a ja niedowidzę.

Ale o co się w ogóle czepiam? Przecież jakby nie patrzeć menu to najmniej ważna część rajdówki. Niby tak, ale ja także oczekiwałem czegoś totalnie nowatorskiego, a gdy zaraz na początku widzę coś przypominające poprzednią grę, to jak tu nie stracić wiary w prawdziwość zapewnień o reszcie cudownych zmian i ulepszeń? Ano właśnie. Więc tak dokładnie jak opisuję wyglądały moje pierwsze minuty z Xpand Rally Xtreme. Przyjmijmy, że Techland po prostu uznał, że rzeczy dobrych nie warto zmieniać. Jest jeszcze coś – zanim włączymy grę, czeka nas sprawdzenie płytki, czy aby nie jest piratem. Taki Starforce w innej wersji, ale niestety… gorszej. Nie raz i nie dwa program mi dysku nie przepuścił, nie wspominając o tym, że potrafił nad nim myśleć 5 minut. Skutecznie odbiera to ochotę do wkładania XRX do napędu.

3…2…1…

Na początku zakładamy nowy profil i decydujemy się w jakim trybie będziemy grali: zręcznościowym, mającym na celu dostarczenie graczowi jak największej frajdy z grania, bądź też symulacyjnym, który to ma na celu sprawić, by wirtualny kierowca poczuł się jak na prawdziwym rajdzie. Ja oczywiście wybrałem tą drugą opcję i to właśnie na niej jest oparty ten tekst. W menu nie ma jakiegoś porażającego wyboru. Ot mistrzostwa, gra pojedyncza, przez internet oraz opcje.
Rozpoczynając karierę dostajemy 35 tysięcy $. Musimy za to opłacić sobie kupno nowego auta, oraz ewentualny jego tuning. Grupa aut, którymi rozgrywamy początkowe etapy to ML. Mamy w niej do wyboru cztery samochody o mocy około 220KM. Są one dość proste w kierowaniu, gdyż występują jedynie w wersjach przednionapędowych. Pierwsze cztery etapy rozgrywamy w Malezji i Chinach, później są specjalne etapy: 2x superstage (odcinek specjalny rozgrywany w parach na torze) oraz jeden premium stage (można go nazwać wyścigiem z bossem), w którym to walka toczy się o nową brykę. Oczywiście tego ostatniego tak łatwo nie przejdziemy. Jest to pierwszy wyścig nad którym siedzi się chwilę dłużej. Tak mniej więcej wygląda początek przygody z XRX.

Ale sprawa jest tak naprawdę bardziej skomplikowana. Już po pierwszym rajdzie odwiedzamy garaż, by dokonać naprawy samochodu lub też zakupić nowe części, by podnieść jego osiągi. To pierwsze robimy prawie co każdy wyścig, bo auta są tutaj po prostu bardzo, bardzo kruche i podatne na uszkodzenia. Natomiast to drugie warto robić w miarę często. Bo owszem części swoje kosztują, a pokusa nazbierania 50 kawałków, by móc uczestniczyć w wyścigach przeznaczonych dla grupy Xtreme jest wielka. Ja też tak myślałem i co więcej nawet się to sprawdzało… do czasu, gdy mój wóz tak odstawał od konkurentów, że po prostu nie byłem w stanie nawiązać z nimi równej walki. Tak, dobrze rozumiesz – przeciwnicy także dbają o swoje samochody i jeżeli my zaniedbujemy swój, to grzebiemy swoje szanse na sukces. Co ważne – auto trzeba rozwijać równomiernie. Po zakupie powiedzmy turbosprężarki przyda się nowa skrzynia biegów, a wraz z nią lepsze „przeniesienie napędu”, o hamulcach nie wspominając. Inaczej to wszystko nie współgra jak powinno.

Co można karierze zarzucić to dziwne żonglowanie etapami wyścigów. Tak jak powiedziałem: zaczynamy w Malezji (dwa etapy), potem odwiedzamy Chiny, następnie jedziemy odcinki specjalne. Później czeka nas przesiadka do wyższej klasy i znowu 2xMalezja, 2xChiny, 2xUSA, 2xChiny (!), 1x Malezja, 1xWłochy i odcinki specjalne oraz starty w wyższej klasie…

Rodem z eXtreme Hell

Co do tras to Malezja jest raczej wprowadzeniem do gry, niż pełnowymiarowym osobnym etapem. Trasa odcinków prowadzi przeważnie przez w miarę równe leśne trakty z małą domieszką asfaltowych dróg, więc i zwycięstwo zbyt dużo wysiłku nas nie kosztuje. W sumie można by go nawet porównać z rajdem polskim z poprzedniej edycji XR’a. Całkiem inaczej ma się sprawa z Chinami. Jest to naprawdę extremalny rajd, godny Xtremalnej części Xpand Rally. Drogi dosłownie pełne są dziur, kolein i wybojów. Co kawałek czeka na nas jakaś hopka, nie wspominając o drzewach ustawionych bardzo blisko jednopasmowej leśnej trasy. I w takim momencie człowiek naprawdę mą wątpliwości: czy przycisnąć gaz do dechy na tej prostej, ryzykując że w każdej chwili mogę wylecieć z trasy (a tym samym zakończyć granie) czy lepiej pojechać spokojniej, ale dojechać do mety? Odpowiedź może być tylko jedna: gaz! Bo inaczej, nie byłoby mowy o wyścigu eXtremalnym. Więc wciskamy ten gaz i albo wygrywamy, albo rozwalamy się na pobliskim drzewie i próbujemy jeszcze raz. XRX niewątpliwie jest grą jednego błędu: wycieczka na pobocze, puknięcie w drzewo (nawet nie koniecznie dzwon) czy uderzenie w kamień pozbawiają nas szansy na dobry rezultat. Bo i wózek uszkodzony i kierowca o gorszym zdrowiu, więc i o gorszych odruchach. I tutaj występuje główna bolączki gry: ciągłe powtarzanie wyścigu (o które, uwierzcie mi, naprawdę prosto) jest frustrujące. Jednak wygranie na późniejszych odcinkach i w lepszych klasach, to albo kwestia szczęścia, albo mocnego wozu, albo bardzo dobrego pamięciowego opanowania trasy. A najczęściej nawet i wszystkich tych trzech elementów na raz, co też równoznaczne jest z przejechaniem danej trasy więcej niż jeden raz. Także tutaj potrzeba cierpliwości.

Uszkodzenia samochodów są hmm… ekstremalne. Spotkanie z drzewem nawet przy śmiesznej prędkości 60 km/h oznacza uszkodzenia mechaniczne (silnik, skrzynia biegów), pęknięcie szyb, odpadnięcie maski i często rannego kierowcę. W sumie czasem nawet nie wiemy co się takiego stało, że coś się porypało. Np. jedziemy sobie drogą, zahaczamy kołem o pobocze i już zaraz koło świeci się na żółto, co oznacza lekkie popsucie – ale mimo wszystko nie złapaliśmy gumy. No to może się wykrzywiło? Inny przykład – najazd na hopkę powyżej 120 na godzinę (z reguły) oznacza samobójstwo. Raz i drugi po czymś takim, moje auto lądowało bardzo zniszczone, kierowca z czerwono migającymi nogami i głową (brzuchem na żółto), a całą akcję kończył napis „kierowca jest ranny – koniec gry”. Takie czerwone nogi to już bardzo poważny argument, by rozpocząć granie od nowa. Wóz ledwo toczy się do przodu, a driver na nasze ruchy reaguje jak po wypiciu trzech litrów wódki. Jednym słowem jakby spał… A co do samego odwiezienia go do szpitala – jesteśmy wtedy cofani do ostatniego automatycznego zapisu. I niby wszystko fajnie, tylko że zdarzyło mi się przeklinać ten fakt, gdy po raz trzeci mój człowiek został ranny a ja dostawałem w efekcie dwa wyścigi w plecy… Xtreme.
Po każdym wyścigu jesteśmy wręcz zmuszeni do naprawienia rajdówki. I to nie zmusza nas do tego gra czy twórcy, a sytuacja. Bo dosłownie dwa lub trzy razy miałem taki przypadek, że po odcinku wóz naprawy nie potrzebował. Ale w sumie to nie problem. Poważne naprawa kosztuje 10,000$.

Pimp my ride…

Mechanicy zresztą mają więcej powodów do zadowolenia. W każdym momencie mają dostęp do ustawień samochodu, które mogą dowolnie zmienić. Począwszy od balansu hamulców, przez transfer mocy czy twardości zawieszenia, a na łatwości prowadzenia auta skończywszy – wszystko zmienia się bardzo łatwo i przyjemnie za pomocą dwóch/trzech kliknięć. I co ważne do każdej części jest opis określający jak będzie zachowywał się pojazd po przejechaniu suwakiem w jedną bądź drugą stronę.
Przy tuningu jest bardzo podobnie, z tym że tutaj mamy do czynienia z jeszcze większą obfitością. Nowe części, które możemy nabyć, podzielone są na sześć grup. Razem w nich występuje około 80 podzespołów tylko dla tego typu samochodu, jaki obecnie stał u mnie w warsztacie (co prawda Techland chwali się liczbą 800 dostępnych ulepszeń, ale to chyba jakoś ogólnie zliczone jest…). Przy każdej rzeczy występuje opis, który mówi nam czego powinniśmy oczekiwać po danym zakupie: na co i z jaką „siłą” podziała ta część, także w prosty sposób można porównać np. turbosprężarkę z poziomu drugiego i trzeciego. Co także ważne:0 po tuningu wózek reaguje całkiem inaczej. Zmienia się nawet jego odgłos wtedy, gdy dokupiliśmy coś do silnika, czy właściwości jezdne, gdy sprawiliśmy sobie nowe zawieszenie. Za ten aspekt wielki plus dla twórców.

Jeszcze słówko o bryczkach i trasach, które odkrywamy już w dalszej części kariery. Jeżeli chodzi o pojazdy, to dostajemy dostęp do grup WRL, który pewnie jest odpowiednikiem WRC, w której czeka na nas 5 wyścigówek o mocy około 320KM z napędem 4×4. Co ciekawe – w grze nie występuje takie coś jak napęd na tył. W grupie ML są auta przednionapędowe, później już od następnej grupy do końca są cały czas czteronapędowe. Trochę szkoda, było by większe urozmaicenie. Następny typ – zaraz po WRL, to Xtreme. A w nim: trzy auta w garbusowym stylu o mocy 360/405KM, oraz pięć samochodów typowo offroadowych, pod których maską siedzi od 150 do 390KM.
Natomiast trasy to m.in. USA. Jest to rajd przeniesiony z poprzedniej wersji XR’a z małymi zmianami w trasie przejazdu przez mapę. Jednym może się takie rozwiązanie podobać, innym nie. Zależy jak na to spojrzeć. Ja na to patrzę tak, że wyścig w grand canionie jest bardzo miłym wydarzeniem.

It’s in the game…

Miłym dodatkiem do XRX’a jest ChromEd – specjalny program za pomocą którego w dość przyjazny sposób wykonamy dodatkowe mapy do gry. Ponadto mamy możliwość włączenia ścigałki w trybie AVI, który pozwala na zapis powtórek do owego formatu. A jest to bardzo przydatne, gdyż wrocławska ekipa stworzyła dla gry wiele ciekawych filtrów, które bardzo urozmaicają ponowne oglądanie swojego przejazdu. Niektóre z nich to: stara kamera, świeży obraz czy poprawione kontury.

Zarówno pudełko jak i instrukcja do gry wykonane są na mocną czwórkę z plusem. Nie można się do nich doczepić pod żadnym względem, a do tego instrukcja rozwiewa sporo niejasności np. odnośnie obsługi ChromEd, co przyda się szczególnie mniej zaawansowanym graczom. Inna sprawa jest z kartonowym opakowaniem, w którym to mieszka sobie plastykowe opakowanie – nie wiedzieć czemu, ale to opakowanie samo mi się pogięło. Stało sobie spokojnie na pułeczce i nic więcej z nim nie robiłem, lecz po kilku dniach jego brzegi „napęczniał” i jakby się roztyły, rozepchały. Nie wygląda to zaciekawie a i w sumie psuje wygląd gry. Chociaż nic nie stoi na przeszkodzie, bo na półce stało samo pudełko z grą.

Grafikę na pewno można uznać za jeden z atutów nowego Xpanda. Grę obsługuje ulepszony silnik Chrome, do którego dodano takie efekty jak rozmycie ekranu przy wyższych prędkościach, animacja kurzu czy też realistycznie wyglądająca woda. Wszystko przyciąga wzrok i napawa gracza dumą. Jeżeli dodamy do tego świetne świetliste refleksy i ładne odbicia świata na lakierze auta, to wyjdzie nam mniej więcej cały obraz tytułu. Same modele wozów z całą odpowiedzialnością można uznać za porządnie wykonane. To samo tyczy się wizualnych zniszczeń i graficznych efektów występujących przy zderzeniu – gdy to gra symuluje zamroczenie kierowcy. Fajną animację dostali kibice, którzy potrafią wbiec na trasę i robić nam zdjęcia, by w ostatniej chwili uratować swoje komputerowe życie. Reszta widowni dzielnie stoi obok trasy i zawzięcie do nas macha. Miły efekt.

Dźwięki także są niczego sobie. W sumie do porządnego ocenienia pod tym względem mam jedynie odgłosy silników, które sprawiają wrażenie nagranych na żywo. Muzyczka w grze jest, aczkolwiek występuje tylko w menusach. Można za to pochwalić twórców za bardzo przyjemny utwór początkowy, który słychać gdy włączamy XRX. Warto także wspomnieć o pilocie, który przemawia do nas głosem Jarosława Barana. Jarek spisał się całkiem dobrze. Co prawda niektórzy zarzucają mu zbyt monotonne wymawianie wskazówek, chciałbym jednak zobaczyć ich minę w momencie gdy pilot grał by głosem i żywo reagował na każdą sytuację. W sumie nie pomagało by to w żaden sposób, a jedynie utrudniało zrozumienie kwestii wymawianych przez pilota.

To jest już koniec…

Xpand Rally Xtreme jest grą rajdową, która na pewno ma szansę na uświadomienie Wam czym jest prawdziwy rajd i że mało który kierowca po odwiedzeniu rowu wraca do dalszej jazdy. Panują w niej zasady bardzo podobne, do tych, które występują na prawdziwych oesach, więc grę także uznajemy za realistyczną. Dodajmy do tego zaawansowany model sterowania samochodem, do którego wręcz wymagana jest kierownica, dobrą grafikę i audio oraz bardzo przyjemny model zniszczeń samochodu i co nam wychodzi? Ósemka z dużym plusem.

Wydaje mi się nawet, że jeżeli chciałbyś komuś sprawić prezent na gwiazdkę, a wybór Twój padł by na grę komputerową z samochodami w roli głównej to możesz poważnie pomyśleć o XRX. Tytuł ten kosztuje 69,90 zł a wraz z jakąś w miarę tanią kierownicą sprawi większą pociechę niż najnowszy Need for Speed. O ile oczywiście damy go komuś, kto będzie umiał go docenić.


Xpand Rally Xtreme


Techland

Techland


P4 1.8GHz, 256MB RAM, akcelerator 128MB


dobry model kierowania autem w trybie symulacji


bardzo fajne zniszczenia


pokazuje, że rajd to nie taka prosta sprawa


ładna grafika


nie dla niecierpliwych


dziwny (?) system zapisu kariery


uciążliwy system zabezpieczający


ludzie na drodze!!!

Ocena: 86 km/h

0 0 głosy
Oceń artykuł
Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments