3 tygodnie do premiery najnowszej odsłony serii Need For Speed. Serii, która zatraciła się jakiś czas temu i próbując odnaleźć własną tożsamość stara się znów zmienić formę.
Najbardziej rozpoznawalna marka gier wyścigowych wszechczasów w tej generacji konsol jest jednocześnie prawdopodobnie najbardziej hejtowaną. Pod zapowiedziami, trailerami czy pierwszymi gameplayami z ostatnich lat, marka spotyka się z wieloma niepochlebnymi komentarzami. Fani i przeciwnicy zawsze piszą o kiepskim modelu jazdy, nieciekawym gameplayu i obawach przed wycinaniem zawartości i oferowaniu jej w płatnych DLC lub/i lootboxach.
O ile wydawałoby się, że z początku EA zlewało krytyczne komentarze, tak w ostatnim czasie każda kolejna część jest usprawniana tak jak fani sobie tego życzyli.
NFS 2015 naprawiał nijaki i zbyt odchodzący od rzeczywistości klimat Rivalsów, postawił na rozbudowany tuning i atmosferę Undergrounda, o który prosiła społeczność. Payback wprowadził jeszcze więcej tuningu oraz lekko cringe’ową, ale pchającą do przodu fabułę. EA usunęło po czasie lootboxy, które bardzo nie spodobały się graczom, co uwolniło ten tytuł od raka trawiącego współczesną branżę gier. Ostatecznie była to stosunkowo dobra odsłona, lecz większość graczy wciąż wytykało pewien istotny zarzut – że w serii NFS nie jeździ się już ciekawie i stała się ona jedynie casualową papką. Lecz czy rynek również i takiej papki nie oczekuje?
Nadchodzący Heat, z tego co widzimy po ostatnio udostępnianych gameplayach, będzie ambitnie łączył kilka produkcji z zeszłych lat. Legalne, dzienne zawody z Pro Street, nocne pościgi w klimacie odsłony z 2015, agresywność policji z Payback i tuning rozbudowany bardziej niż kiedykolwiek. Nawet modyfikacje awatara niczym z Test Drive Unlimited się znalazły.
W mojej opinii najnowszy NFS jest na najlepszej drodze by stać się grą co najmniej dobrą. Pozwolę sobie wypunktować:
• ciekawy system dnia i nocy, który diametralnie zmienia rozgrywkę,
• modyfikacje pojazdów rozbudowane jak nigdy,
• przyjemne miejsce akcji (Miami) i bardzo dobry wybór pojazdów,
• zapewnienie braku wycinania z gry przez DLC i irytowania lootboxami, wszystko ma być do zdobycia odpowiednim nakładem wygranych wyścigów,
• ponownie wspaniały silnik graficzny Frostbyte.
Może i się rozczaruje, ale na razie mocno wyczekuje premiery 8 listopada. Jeżeli jesteście zbyt zawiedzeni wpadkami EA do tej pory i żal wam wydać ciężko zarobione 2 stówy, przypominam, że od lat na Xbox oraz od paru miesięcy na PlayStation i PC jest EA Access, który pozwoli wam za parę złotych na premierę zagrać 10 godzin najnowszej „potrzeby prędkości”. Serio, nikt nam nie zapłacił za to, ale jest to idealna opcja dla nieufnych i tych, którzy liczą każdą złotówkę.
A więc – dajecie jakieś nadzieje nowemu dziecku EA?